poniedziałek, 27 lutego 2017

Co słychać na Malcie?

Od naszego przyjazdu minęło już ponad 7 dni, zatem czas na kolejną porcję obserwacji i wrażeń. Pierwszy tydzień w nowym miejscu to zawsze nerwowy i męczący okres. Młody się przyzwyczaja i odreagowuje, my podobnie. Szukamy swoich ścieżek i sposobów na nową sytuację. Każdy domownik musi nauczyć się nowego mieszkania, poznać jego cechy i hałasy, znaleźć sobie swoje wygodne i ulubione miejsca. Tak samo jest z otoczeniem.  Na szczęście powoli zaczynamy czuć się tu swobodniej.

Ostatnie dni były bardzo aktywne. Kilka razy musiałem pojechać z Marsaskali do aglomeracji miejskiej skupionej wokół stolicy (zwaną dalej po prostu Aglomeracją). Przeczytałem 2 książki dla osób przenoszących się na Maltę. Zaliczyłem też pierwsze spotkanie z maltańską, prywatną służbą zdrowia. Oboje zwiedzaliśmy też Marsaskalę i okolice, a także staraliśmy się nawiązać pierwsze kontakty z mieszkającymi tu Polakami. Dzięki tym wszystkim aktywnościom mam mnóstwo nowych obserwacji. Posegregowałem je na kilka kategorii.

Marsaskala - nieduże miasteczko na samym wschodzie wyspy, w którym mieszkamy. Bardzo nam się tu podoba ze względu na rozmiar i atrakcyjne położenie nad samym morzem. Dzięki temu na wyciągnięcie ręki mamy przepiękne widoki i świeże, morskie powietrze. Marsaskala jest niestety dość słabo skomunikowana z Aglomeracją, co wiąże się z długimi potencjalnymi dojazdami do pracy.
 W Marsaskali odnajduję to piękno i spokój, którego poszukiwałem i którego nie mogłem znaleźć w Warszawie. Podoba mi się zatoka, przepiękne łódki rybackie stojące przy nabrzeżu, ładna, spójna architektura, zapach morza. Jest tu dużo miejsc, w których lubię sobie usiąść i po prostu delektować się wrażeniami. Blisko stąd nad brzeg morza (poza zatoką), gdzie są prawdziwe fale i można zapatrzeć się w horyzont, a także śledzić ruch morski na niedalekim szlaku. Miasto ma w sobie coś takiego, co kojarzy mi się z Polską lat 90-tych i trafia w moją tęsknotę za dawnymi czasami. Nie wszystko jest tu zrobione od linijki, zdarzają się obszary trochę zapuszczone, ale w tym zapuszczeniu bardziej autentyczne, tajemnicze i na swój sposób piękne. Tak, jak w Polsce potrafiły być piękne zniszczałe drewniane płoty, za którymi znajdował się dziki sad. Bardzo brakowało mi tego klimatu w Warszawie, w której wszystko jest bardzo zaplanowane - tu mamy beton, tu chodnik z kostki Bauma, a tam równo przystrzyżony trawnik. Okolice Marsaskali to bardzo zielone, rolnicze rejony. Kiedy tam spacerowałem - paszcza sama mi się śmiała -jak tu zielono, jak tu pachnie, jak tu pięknie! Podoba mi się luźna, swobodna atmosfera tego miejsca. Podsumowując, Marsaskala jest miasteczkiem, w którym sądzę, że mógłbym zamieszkać na dłużej. Jest tu to, czego szukałem - słońce, spokój, morze, przyroda oraz piękno.
Marsaskala


Aglomeracja - Obszar kilku miast zrośniętych ze sobą w jedno wielkie. W jej skład wchodzi m.in. Gzira, Sliema, Valetta, Birkirkara, St. Julian. Aglomeracja to obszar, w którym funkcjonuje wiele firm i w związku z tym jest tam praca. Co za  tym idzie, mnóstwo osób dojeżdża do miejsca zatrudnienia, co potęguje korki.  Aglomeracja, zwłaszcza w części bliżej morza jest bardzo ładna. Jest to miasto pełne zabytków, kamienic, małych wąskich uliczek. Jest spójna architektonicznie - nowe budynki dobrze komponują się ze starymi. Wraz ze swoim hałasem i żywotnością przypomina mi Rzym. Niestety, Aglomeracja jest wiecznie zakorkowana i tonie w spalinach samochodów. Jest to miejsce, które odbieram jako ciekawe do zwiedzenia, ale zdecydowanie nie chcę tam mieszkać.

St. Julians


Maltańczycy - rdzenni mieszkańcy Malty dzielą się na dwie kategorie - tych przemiłych i bardzo otwartych, oraz tych oschłych  aż poza granice dobrego smaku. Na szczęście tych pierwszych zdaje się być więcej. Często spotykamy się z serdecznością ludzi, która objawia się w rozmaite sposoby. Choćby tak, że kelner w restauracji wdaje się z nami w rozmowę, a następnego dnia wita się z nami kiedy przechodzimy obok. Na krótkie, przyjazne rozmowy można liczyć w sklepie, w autobusie, pubie - w zasadzie wszędzie. Jeśli na ulicy napotka się wzrok obcej osoby to najczęściej się ona uśmiechnie. Niestety, istnieje też ta druga grupa ludzi, z którymi kontakt jest bardzo niemiły. Żona spotkała w kawiarni bardzo niemiłą kelnerkę. Ja trafiłem na taką osobę, kiedy zapisywałem się do lekarza. Kiedy zapomniałem podać danych kontaktowych dostałem maila następującej treści: "Imię i nazwisko, data urodzenia, nr kontaktowy". I tyle. żadnego "poproszę", "pozdrawiam", czy choćby "dzień dobry". To co nas trochę zaskoczyło, to fakt, że mało kto używa tu na co dzień angielskiego. Owszem, wszyscy go znają, ale między sobą mówią po maltańsku. Przez to nie czujemy się tak swojsko jak byśmy chcieli.

Expaci - na Malcie jest bardzo dużo imigrantów / expatów. Jest dużo osób z Wielkiej Brytanii, wcale niemało z Polski (ale gdzie nas nie ma ;))  i innych krajów. Dzięki temu środowisko jest mocno międzynarodowe, co ułatwia nam aklimatyzację. Tubylcy są przyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy, więc nie czujemy się tutaj w żaden sposób obserwowani, czy wytykani palcami.

Pogoda - teraz jest zima, co oznacza, że temperatury oscylują około 15 stopni w dzień i 10  w nocy. Właściwie codziennie można zobaczyć słońce - nawet jeśli rano jest pochmurno, później się wypogadza. Na dworze poruszamy się w długim rękawku, ale nie ma problemu z tym, by usiąść na ławce z książką, bądź zjeść posiłek na zewnątrz. Taką zimę to ja rozumiem!
okolice Marsasakali w lutym


Ruch uliczny
- W pierwszych dniach wydawało mi się, że wokół naszego domu w Marsaskali jeździ dużo samochodów. Okazało się to jednak niczym w porównaniu z natężeniem ruchu w Aglomeracji. Tam w zasadzie o każdej porze dnia można spodziewać się korków, a parkowanie graniczy z cudem. Nie ma mowy o płynnym i sprawnym przemieszczaniu się za pomocą aut, czy autobusów. Wystarczy, że pojawi się jakakolwiek nadzwyczajna okoliczność, a całe miasto stoi. Pewnego razu przejechanie 4 km autobusem zajęło mi godzinę. W dłuższej perspektywie planuję poruszanie się po wyspie jednośladem. Z silnikiem lub bez.

Jedzenie - przede wszystkim przepyszne są tu świeże, dojrzałe warzywa i owoce kupowane od ulicznego straganiarza oraz pieczywo. Są też fenomenalne ryby, które można kupić zaraz na nabrzeżu. Dużo frajdy sprawiają mi takie zakupy oraz przygotowywanie jedzenia. Nie muszę zaopatrywać się w hipermarkecie - gdzie produkty z lodówek trafiają na taśmę do zmęczonego kasjera, który musi powiedzieć konkretne formułki bo inaczej zwolnią go z pracy. Czuję, że w taki sposób jestem bliżej prawdziwego życia. Bez procedur, jarzeniowego oświetlenia i sztucznie rozpylanych zapachów chleba.


Praca - Marsaskala wydaje mi się idealnym miejscem do pracy zdalnej i jednocześnie beznadziejnym miejscem do mieszkania w połączeniu z pracą w Aglomeracji. W tym drugim układzie praktycznie całe dnie spędzałbym poza domem i całe piękno i spokój tego miejsca by mnie omijały.

Dzieci -  Marsaskala jest miejscem bardzo przyjaznym dzieciom. Jest tu duży, bardzo ładny plac zabaw - zawsze pełny międzynarodowej dzieciarni. Jest dobra pogoda przez cały rok i życzliwi ludzie. Widzę, że mój syn bardzo dobrze się tu czuje i intensywnie rozwija. Nie wiem jeszcze jak wygląda jakość edukacji w tej miejscowości, ale mam jeszcze czas żeby się dowiedzieć.


Podsumowując, Malta - jak każde miejsce ma swoje zalety i wady. Jak na razie jednak dla nas dobre strony  przeważają.

POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 20 lutego 2017

Pierwsze dni na Malcie


Pierwsze dni na Malcie nie zepsuły dobrego wrażenia. Mieliśmy okazję poszwędać się po okolicy, wybrać się na zakupy i zjeść w restauracji. Dużo spacerowaliśmy i chłonęliśmy lokalną atmosferę. Poniżej przedstawiam nasze wrażenia.

JEDZENIE

Bardzo pozytywnie zaskoczył nas bogaty asortyment w sklepach - Teneryfa przyzwyczaiła nas do niewielkiego wyboru

produktów. Na półkach sklepowych znaleźć można wiele towarów prosto z Wielkiej Brytanii, co również jest dla mnie plusem, bo pobyt w Londynie wspominam bardzo miło. W przeciwieństwie do wielu zachodnich krajów, pieczywo jest tutaj bardzo smaczne - porównywalne z polskim chlebem. Jeśli dodać do tego pyszne świeże owoce i warzywa kupowane na straganie tuż pod domem, możliwość kupienia świeżych ryb z porannego połowu prosto od rybaków, a także smaczne i tanie lokalne wino, możemy uznać, że pod tym względem jest tu naprawdę dobrze.

ESTETYKA

Dobre odczucia rozciągają się także na wygląd miasta - Marsaskala jest niedużym, ale bardzo urokliwym miasteczkiem pełnym historycznych kamienic oraz zabytkowych kościołów. Co ciekawe, współcześnie wybudowane budynki idealnie wpisują się w charakter miasta, nie powoduje dysonansu znanego z Polski. Miasto jest spójne pod względem stylu zabudowy, ładne i zadbane. Na ulicach nie walają się śmieci, jest czysto i schludnie. Elementy miejskiej zabudowy takie jak latarnie, kosze na śmieci, barierki itp są dobrze utrzymane oraz po prostu estetyczne. Zapomnijcie o nachalnych reklamach na elewacjach budynków oraz o blillboardach. Wrażenie jest potęgowane przez piękno krajobrazu. Zatoka, wokół której leży Marsaskala jest prześlicznym miejscem, które zachwycałoby nawet, gdyby nie było tu żadnego miasteczka.

POGODA

Jak na razie jesteśmy zachwyceni lokalną pogodą. Odpowiada ona polskiej późnej wiośnie - około 15-18 stopni, czasem chmury, a czasem słońce. Możliwość wyjścia z domu w krótkim rękawku lub co najwyżej w bluzie, zjedzenia posiłku na dworze oraz długich spacerów bardzo poprawia nam samopoczucie. Dodatkowo, powietrze jest tutaj bardzo czyste, pachnące morzem. Zaczynamy zapominać o warszawskim smogu, zimnie i szarości.

HAŁAS

Minusem naszego nowego miejsca pobytu jest hałas. Mieszkamy tuż obok wąskiej, jednokierunkowej ulicy, jednak ruch na niej jest bardzo intensywny. Do tego samochody i motocykle z rozwierconymi tłumikami trafiają się co kilka minut nawet po 23. Zdecydowanie nie jest łatwo tu zasnąć.

WARUNKI NA DRODZE

Z pewnym niepokojem obserwuję drogowe zwyczaje Maltańczyków. Jeżdżą agresywnie, niecierpliwie i często bez poszanowania reguł. Podobny styl jazdy obowiązuje we Włoszech, ale tam  chociaż jest ruch prawostronny. Na Malcie zaś, wzorem brytyjskim, poruszamy się po lewej stronie, co już samo w sobie jest utrudnieniem. Na razie odczuwam pewien lęk na myśl o prowadzeniu tu samochodu. Warto też wspomnieć o tym, że drogi są w raczej gorszym, niż lepszym stanie, a także o tym, że w godzinach szczytu wyspa potrafi się nieźle zakorkować.

SUBIEKTYWNE WRAŻENIA

Oboje odbieramy Marsaskalę jako miejsce znacznie przyjaźniejsze niż Teneryfa. W porównaniu do tamtej wyspy, ta sprawia wrażenie bezpieczniejszej, bardziej swojskiej. Częściowo jest to pewnie zasługa języka angielskiego, który jest jednym z języków urzędowych. Myślę, że duży wpływ mają też pogodni i serdeczni ludzie, jakich tu spotykamy. Pewnie też domieszka znanej nam dobrze brytyjskiej kultury też robi swoje.

JESZCZE BARDZIEJ SUBIEKTYWNE WRAŻENIA

Przez większość dnia miałem poczucie, że jest dokładnie tak, jakbym chciał żeby było: ciepło, słońce, rodzina w komplecie, smaczne jedzenie, piękne miasteczko nad urokliwą zatoką. Czułem się tutaj tak jakby 'u siebie'. Jest to o tyle ciekawe, że w Warszawie nigdy nie poczułem się jakbym był 'w domu'. Najbliżej tego uczucia było mi podczas letnich wypraw do lasu kabackiego. Pamiętam, że poprzedni raz w pełni czułem się kilka lat temu zwiedziając Camden w Londynie. Jest to dla mnie bardzo wyraźny sygnał, że zmierzam w dobrym kierunku. Wczoraj towarzyszyło mi uczucie szczęścia, którego rzadko zaznaję w Warszawie. Zobaczymy, czy pozytywne wrażenie się utrzyma, czy to tylko 'urok nowości'.


Marsaskala - widok z okna naszego mieszkania

Marsaskala - widok na kościół

Marsaskala - widok  na miasto od strony morza
Przejrzysta woda w zatoce

Miejsce na obiad:)

Marsaskala

Marsaskala



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 17 lutego 2017

Malta - pierwsze wrażenie

Pierwsze wrażenie z Malty: JEST FAJNIE.
 Temperatura powietrza to 16 stopni. dla mnie wrażenie porównywalne z chłodniejszym, letnim wieczorem, kiedy trzeba zrezygnować z krótkiego rękawka na rzecz bluzy. Powietrze czyste i pachnące morzem. Z tego co zdążyłem zauważyć w drodze z  lotniska, to Malta ma bardzo ładną i ciekawą architekturę.

I na koniec najlepsze. Mieszkamy w bardzo ładnie urządzonym mieszkaniu w klimatycznej, starej kamienicy. Tuż nad samą wodą. Właśnie stoję na balkonie i podziwiam zatokę. Jutro zamieszczę zdjęcia.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 7 lutego 2017

Wnioski powyjazdowe


Od powrotu z Teneryfy minęły już ponad 2 tygodnie. Ten czas wykorzystałem na przemyślenia oraz opracowanie planu na kolejne miesiące. Szczegółowy opis moich spostrzeżeń dotyczących Teneryfy możesz znaleźć TUTAJ. Ten artykuł koncentruje się na dalszych planach.

Zacznę od tego, że Teneryfa nie urzekła mnie jako miejsce do życia. Nie ma tego 'czegoś', co sprawiałoby, że chciałbym tam wrócić. Nie jest miejscem, w którym poczułem się u siebie. Nie zachwyciłem się też atmosferą i pięknem tego miejsca
.
Na pewno nie chciałbym znaleźć się w sytuacji przeciętnego pracownika na Teneryfie - zarabiającego 1000Eur, z czego większość wydającego na mieszkanie i opłaty. Myślę, że w takim układzie wyspa staje się więzieniem nie pozwalającym się rozwinąć ani znaleźć lepszej pracy. Jestem przekonany, że większość turystycznych miejsc wygląda pod tym względem podobnie.

Dlatego zdecydowałem, że poszukam zdalnej pracy w sektorze IT. Jest to obszar, w którym ja posiadam wieloletnie doświadczenie. Uznałem, że praca zdalna z ładnego, słonecznego miejsca z widokiem na ocean jest dobrym kompromisem między marzeniami, a rzeczywistością. Przynajmniej na razie. Być może z czasem, jak poznam dobrze lokalne układy, zdecyduję się otworzyć żeglarską działalność.

Zauważyłem, że dobra pogoda bardzo dobrze wpływa na samopoczucie nie tylko moje, ale również mojej żony i syna. Cała rodzina była tam wyraźnie szczęśliwsza, a Młody po prostu rozkwitał.

Po wielu dyskusjach z żoną zdecydowaliśmy, że zamiast na Teneryfę pojedziemy na Maltę. Ten kraj jest wystarczająco ciepły, językiem urzędowym jest tam angielski. Bardzo istotny jest fakt, że na Malcie działa wiele firm IT, co daje szanse na zatrudnienie. Malta jest niedużą wyspą położoną 80km na południe od Sycylii. Zamieszkuje ją około 400 000 osób, w tym wielu Brytyjczyków, ponieważ do lat 60tych XX wieku Malta należała do brytyjskiej korony. Teraz jest to samodzielne państwo, członek Unii Europejskiej, raj podatkowy. Podobno mieszkańcy Malty są bardzo przyjaźni.

Na razie jedziemy na 1-2 miesiące, żeby zobaczyć, czy to miejsce nam odpowiada. Jesteśmy pewni, że niezależnie od ostatecznego wyniku, ten czas da nam wiele wiedzy o nas samych. Poza tym nie po to wziąłem urlop bezpłatny, żeby w jego czasie siedzieć w Warszawie w tych samych układach co zawsze.

Podczas wyjazdu zamierzam włożyć wiele wysiłku w znalezienie pracy zdalnej: naukę nowych technologii, aktywne poszukiwania itp.


Po upływie tego czasu zdecydujemy co dalej. 

Tak będzie wyglądało moje przyszłe miejsce pracy ;)



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Teneryfa rekonesans - podsumowanie

Mój pobyt na Teneryfie zaowocował mnóstwem obserwacji. Większość z nich opisałem w kolejnych odcinkach relacji z pobytu, ale poniżej przedstawiam je w zbiorczej formie.
  • Bardzo trudno tu o mieszkania o przyzwoitym standardzie, metrażu i cenie. Teneryfa przeżywa obecnie bardzo intensywną imigrację z krajów europejskich. Napływ ludności staje się powoli problemem. Imigracja oraz zwiększona ilość turystów (po tym jak arabskie kraje stały się niebezpiecznym kierunkiem wakacji) odpowiadają za drastyczny wzrost cen wynajmu mieszkań.
  •  Na wyspie ciężko jest liczyć na transport publiczny, trzeba mieć własny samochód. Sytuacja na rynku pojazdów jest jednak zbliżona do tej z rynku mieszkaniowego. Samochody są drogie i najczęściej zaniedbane. Za to kiedy uda się już kupić auto, jest już tylko lepiej ponieważ odległości na wyspie nie są duże, a paliwo jest tańsze niż w Polsce. 
  • Są tu duże problemy ze znalezieniem pracy, zwłaszcza, że Hiszpanie bronią się przed zalewem siły roboczej i przedsiębiorstw z zewnątrz jak mogą - czyli głównie za pomocą rozbudowanej biurokracji, która faworyzuje swoich.(np.można pracować w żeglarstwie tylko wtedy, jeśli ma się lokalne, hiszpańskie patenty) Praca jest głównie w gastronomii i turystyce. Jest to jednak typowy rynek pracodawcy - jest dużo więcej chętnych do pracy, niż stanowisk.To sprawia, że płace stoją na niskim poziomie, a pracownicy muszą naprawdę się starać, bo na ich miejsce czeka kolejka chętnych. Na wyspie mieszka też sporo bogatych ludzi, którzy niekoniecznie muszą pracować codziennie. W miarę łatwo mają tu osoby, których źródła dochodu są niezależne od lokalnych rynków
  • Koszty życia są dość wysokie. Na taką sytuację składają się wysokie opłaty za prąd, internet oraz za połączenia telefoniczne. Dobrej jakości jedzenie jest również droższe niż w Polsce i to dwukrotnie. Oczywiście struktura cen jest inna niż u nas - np lokalne, pyszne banany są dużo tańsze, zaś importowany nabiał 3-4 krotnie droższy niż w Polsce. 
  • Ciężko tu założyć własny biznes. po pierwsze bardzo przeszkadza biurokracja (praktycznie nie ma szans na odpowiednie licencje, jeśli jest się z zewnątrz). Po drugie, rynek usług na Teneryfie też jest już szczelnie wypełniony i niezwykle trudno jest zaproponować coś nowego, czego wyspiarze jeszcze nie mają.
  • Wyspa jest niejednorodna. Na północy pogoda jest bardziej deszczowa, wietrzna, a temperatury niższe. W zamian miasta są lepiej rozwinięte, mają bogatszą infrastrukturę, jest tam też bardzo zielono. Południe jest subtropikalne- palmy, plantacje bananów i nieporośnięte niczym piaszczyste lub skaliste obszary. Rzadko tam pada, jest gorąco i słonecznie.Południe nastawione jest na turystów kosztem infrastruktury dla mieszkańców.
    Życie w Polsce w wielu kwestiach jest też znacznie bardziej poukładane niż na Kanarach. Tam, panuje trochę 'wolna amerykanka.'. Brakuje odpowiednich przepisów, każdy robi po swojemu itp.
  • Publiczna edukacja na Kanarach ma niski poziom. Istnieją też prywatne szkoły, ale jest dużo chętnych, więc ciężko o wolne miejsce.
  • Obecnie bardzo wielu Europejczyków decyduje się na emigrację na Kanary. Jest ku temu kilka istotnych powodów. 
    • Po pierwsze i chyba najważniejsze - bezpieczeństwo. Te wyspy nie są celem strategicznym, wojna i zamachy są tu mało prawdopodobne. W ten sposób stały się atrakcyjnym miejscem w tych 'ciekawych' dla Europy czasach. 
    • Po drugie klimat i czystość powietrza. Kanary to wyspy wiecznej wiosny. Temperatura zimą to około 20 stopni, a latem 25. Mało opadów, czyste, oceaniczne powietrze. Czasem tylko nawiewany jest pył znad Sahary. To zjawisko nie trwa jednak zbyt długo i jest znacznie mniej groźne niż smog w europejskich miastach. 
    • Po trzecie - wrażenia estetyczne. Wyspa jest naprawdę piękna. Bardzo różnorodna, ze względu na górzyste ukształtowanie występuje na niej 5 stref klimatycznych, i co za tym idzie, 5 różnych rodzajów krajobrazu i roślinności. 
    • Po czwarte - spokój. Mimo wszystko życie na niedużej, nasłonecznionej wyspie jest znaczniej spokojniejsze i pogodniejsze niż np. życie w zasmrodzonych, wiecznie spieszących się miastach.
  • Wzmożona emigracja powoli staje się problemem dla Wyspy. Powoduje utrudnienia na rynku mieszkaniowym, rynku pracy. Sprawia, że na drogach zaczynają występować korki. Teneryfa jest wyspą, która ma ograniczone miejsce na dalszą zabudowę ponieważ sporą jej część stanowią rezerwaty przyrody. Dlatego nie da się po prostu dobudować odpowiedniej ilości mieszkań i domów. To wszystko sprawia też, że wyspiarze nie są chętni nowoprzybyłym.

POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO: