środa, 21 września 2016

Motywacja jest kobietą

Moja motywacja do wyjazdu na Kanary jest kobietą. To znaczy, jest zmienna, podlega cyklom i ciężko za nią nadążyć. Zauważyłem to już jakiś czas temu. W tej zmienności występuje pewien stały harmonogram.
Najpierw pojawia się niesamowita ekscytacja. Jadę na Kanary! z dala od polskiej, szarej jesieni i zimy! Z dala od zimnego deszczu i wiatru zacinającego w twarz! Z dala od polskiej polityki, agresji i marudzenia! To jest właśnie ten moment, w którym czynię największe postępy mam bowiem mnóstwo energii na działanie.

Następnie energia się kończy i przychodzi etap stagnacji. Nie mam siły i często czasu na działanie dla dobra sprawy. Pozostawiam wiele wątków niedokończonych. Dostrzegam tę swoją niemoc, toczę z nią walkę z góry skazaną na niepowodzenie. Irytuję się własną biernością i brakiem postępów.

Kolejnym etapem jest rezygnacja. Postrzegam swój wyjazd jako coraz mnie realny. Widzę pajęczyny i kurz, którym obrastają kwestie wyjazdowe. Zaczynam myśleć, że to nie może się udać i pogrążam się w cichym smutku myśląc, że moje życie nigdy nie ulegnie zmianie, ponieważ nie posiadam wystarczającej determinacji. Nie podoba mi się obecne życie, ale przestaję wierzyć, że zmiana jest możliwa.

Potem często następuje akceptacja - zaczynam dostrzegać pozytywne strony pozostania. Cieszę się z miłego spotkania z rodzicami, polskiego lata. Zaczynam zastanawiać się, jaki zawód mógłbym wykonywać tu, na miejscu, który byłby możliwie zgodny z tym, co chcę robić. Ten stan trwa...

 ...Aż do czasu gdy jakieś wydarzenie, inspirująca lektura lub rozmowa sprawi, że znów odżywa we mnie pełen entuzjazm i wola działania. Koło się zamyka.

Podejrzewam, że z tą motywacją tak jest nie tylko u mnie. Każdy ma wątpliwości i chwile, kiedy bardzo słabo wierzy w osiągnięcie celu. Ale potem znów łapie wiatr w żagle i płynie dalej.

W chwili obecnej głowa zaczyna mnie boleć na samą myśl o procesie przeprowadzki na Kanary. Po ostatnim okresie wzmożonej motywacji czas na stagnację. Oby krótką :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 16 września 2016

Nie takie korpo straszne, jak je malują ;)

W środę miałem ważną rozmowę z szefostwem. Powiedziałem im o moim planie wyjazdu na Kanary. Poprosiłem o urlop bezpłatny jednak za bardzo nie liczyłem na to, że firma się zgodzi. Osoba, z którą rozmawiałem też była bardzo sceptyczna i powiedziała, że przedstawi moją propozycję, ale jej zdaniem będę musiał po prostu zrezygnować z pracy. Spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ale stwierdziłem, że zawsze zdążę złożyć wypowiedzenie, ale wolę najpierw choć spróbować rozmawiać.

I wiecie co? Opłaciło się!
 Kilka godzin później otrzymałem pozytywną odpowiedź na moją prośbę. Firma udzieli mi półrocznego, bezpłatnego urlopu!! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony postawą mojego pracodawcy. Jednak nie takie korpo straszne, jak je malują.

Kanary stają się coraz bardziej realne! Za 3 miesiące będę mógł spróbować sił w moim ukochanym żeglarstwie! :)



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 8 września 2016

Przełom na moim prywatnym polu bitwy

Czasem mam tak, że gdy rozważam jakiś pomysł, większą zmianę, jestem pełen wątpliwości i w głowie toczę batalię między 'za' i 'przeciw', która zmienia się powoli w wojnę pozycyjną na wyniszczenie. I wtedy trafiam na książkę, artykuł, film - na coś, co dokładnie trafia w temat i powoduje przełom na wewnętrznym polu walki. Taka sytuacja nastąpiła u mnie w zeszłym tygodniu.

Przez ostatnie tygodnie czułem, że wyjazd na Kanary wymyka mi się z rąk. Niby nic się nie zmieniło, na mojej drodze nie pojawiły się żadne nowe przeszkody, a jednak czułem się coraz bardziej zalękniony, wręcz przerażony perspektywą porzucenia ciepłej posadki i zostawienia za sobą życia takiego, jakie znam. Obawy oraz argumenty przeciw wyjazdowi zaczęły dominować w mojej głowie i wprowadzając mnie w stan apatycznej rezygnacji. Irytowało mnie, że dostrzegam wyraźnie minusy wyjazdu, ale poza żeglarstwem nie mam żadnego innego pomysłu na siebie. Ten stan trwał już jakiś czas, uwierał i sprawiał, że codziennie w mojej głowie obie strony przeprowadzały kolejne potyczki i wymiany ognia. Aż do czasu, gdy zabrałem się za książkę "The crossroads of should and must" napisaną przez panią Elle Luna'ę. Tytuł ten polecał Andrzej Tucholski na swoim blogu: http://andrzejtucholski.pl

Z lektory dowiadujemy się, że przez życie można przejść poprzez drogę should - żyjąc w sposób, jaki oczekują od nas inni ludzie, wypełniając obowiązki i pracując 'bo tak trzeba' i licząc dni do najbliższego weekendu. Można też wybrać drogę Must - znacznie trudniejszą wersję, w której dążymy do robienia tego, co jest naszą pasją i pochłania nas bez reszty, tak bardzo, że nie chodzimy już do pracy - to my jesteśmy tą pracą. Ta druga opcja wymaga wiele odwagi, bo trzeba przeciwstawić się światu, pokonać masę lęków i zaryzykować ścieżkę, która nie wiadomo dokąd prowadzi. W zamian jednak otrzymujemy bogate życie zgodne z własnymi zainteresowaniami i potrzebami. To tyle, jeśli chodzi o streszczenie - chętnych zapraszam do lektury oryginału, zapewniam, że warto :)

Dla mnie szczególnie istotne okazały się dwa momenty w tej pozycji:
1. kiedy autorka opisuje swoją historię i opowiada o momencie, w którym postanowiła rzucić pracę w interesującym start-upie na rzecz malarstwa:  "wybór pojawił się nagle. oba światy - równie ciekawe, ale zupełnie różne. sprawdziłam swoje konto - mogłam pozwolić sobie na kilka miesięcy życia jako artystka. Złożyłam wypowiedzenie. Nie miałam pojęcia co robię i -jednocześnie - doskonale wiedziałam co robię"
2. "Droga must to droga, którą sami tworzymy. Zaczyna się na bezdrożu, w nicości, pustce - tabula rasa. (...)Jeśli widzisz swoją ścieżkę przed tobą wytyczoną krok po kroku, to znaczy, że to nie jest twoja ścieżka. (...) Swoją prawdziwą drogę tworzysz krok po kroku"

Oba fragmenty bardzo dobrze odnoszą się do sytuacji, w jakiej się znajduję. Ja również jestem o krok od rzucenia pracy, również tylko mgliście wiem dokąd zmierzam. Jestem tym podekscytowany i jednocześnie przerażony. Wiem tylko, że mój pierwszy krok w drodze must zmierza ku Kanarom i żeglarstwu, ale nie mam pojęcia jaki będzie dalszy przebieg mojej scieżki. Dobrze było dowiedzieć się, że nie jestem jedynym, który nie ma klarownej wizji swojej nowej drogi, a także, że wszystkim towarzyszą lęki i wątpliwości z tym związane.

Ta książka wpadła na moje prywatne pole bitwy siejąc spustoszenie w szeregach sceptycznych myśli i wątpliwości. Na powrót poczułem, że warto spróbować żyć inaczej, choćby po to żeby sprawdzić dokąd mnie to zaprowadzi i czego dowiem się o sobie.


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO: