czwartek, 8 grudnia 2016

Czy świat nam sprzyja?

Ostatnio wspomniałem żonie, że odkąd zabrałem się na poważnie za mój plan, świat zaczął mi sprzyjać - spotykam na swojej drodze ludzi, którzy udzielają mi wartościowych informacji i rad. Nie zdążyłem nawet dokończyć zdania, gdy moja lepsza połówka odparła z lekkim przestrachem: błagam, tylko nie wyjeżdżaj mi tutaj z Coelho.

Chyba każdy słyszał o Paolo Coelho. Niektórzy uważają go za bardzo mądrego człowieka dającego wskazówki innym. Inni twierdzą, że jest on mistrzem truizmów i taniej filozofii. Nie mnie to osądzać. Tenże Coelho popełnił następujące stwierdzenie: "Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie by udało Ci się to osiągnąć." Brzmi niewiarygodnie i kuglarsko, niczym słynne "Jesteś zwycięzcą". Ale wiecie co? Jest w tym ziarno prawdy...

Pewna prawdziwość tego twierdzenia nie wynika jednak z żadnej nadprzyrodzonej energii, sekretów, czy też innych astralnych obiektów. Da się to wszystko wyjaśnić logicznie. Zacznijmy od tego, że wielu ludzi pragnie zmiany, ale kompletnie nie mają pojęcia na co. Komunikują więc innym swoje niezadowolenie oraz fakt, że bliżej niezdefiniowane coś musi się zmienić. Jaka może być na to reakcja? Można dołączyć się do narzekań, bądź też wyrazić opinię zgoła przeciwną - i tyle!

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja kiedy oznajmiamy, że mamy jakiś konkretny cel. Wtedy okazuje się, że ludzie mają na ten temat informacje, którymi chcą się dzielić. Sugerują literaturę, dają namiary na znajomych, którzy podobne cele realizują, bądź zrealizowali. Dodają otuchy, bądź też krytykują szukając w naszym pomyśle słabych punktów. Tak, czy siak, przyczyniają się do udoskonalania naszego planu wzbogacając go o swoją wiedzę i doświadczenia. I w ten właśnie nieświadomy sposób spełniają coelho-wską przepowiednię.

Wniosek z powyższej historii jest taki, że jeśli chcecie, by świat wam sprzyjał- musicie najpierw wiedzieć w czym. To trochę tak, jak z pytaniem o drogę - nikt wam nie pomoże, jeśli nie będziecie potrafili powiedzieć dokąd chcecie dotrzeć. Jeśli jednak macie konkretne zamiary, możecie liczyć na  wiedzę i wsparcie. Bardzo wyraźnie tego doświadczam odkąd skonkretyzowałem moje
plany. Życzę, żebyście i wy przekonali się o tym osobiście:)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 6 grudnia 2016

Co zyskujesz tracąc?

źródło: freeimages.com



Zmiany w mojej głowie
Ostatnio zaobserwowałem u siebie bardzo ciekawe zjawisko. Im bliżej do wymarzonego wyjazdu na Kanary, tym więcej dostrzegam plusów mojej obecnej sytuacji. Nagle uświadomiłem sobie jak bardzo fajne jest moje mieszkanie - że naprawdę bardzo je lubię i świetnie się w nim czuję. Zacząłem też znacznie bardziej doceniać moją dzielnice i otoczenie: bliskość lasu, świetną infrastrukturę, przyjaznych sąsiadów. Zobaczyłem też nowe pozytywy w mojej obecnej pracy - wspólne obiady, pogaduchy w kuchni i mecze w Fifę na konsoli. Relatywna bliskość mojej rodziny też nagle nabrała znacznie większego znaczenia. Jednocześnie przestałem odczuwać tak dotkliwie czynniki, które do tej pory napędzały mnie do wyjazdu.


Mieć wybór - to ważne
To wszystko prowadzi do konkluzji, że decyzja o wyjeździe już zaczęła przynosić korzyści. Po pierwsze, sprawiła, że potrafię spojrzeć na swoje obecne życie z innej perspektywy i bardziej je docenić. Po drugie, dzięki niej zyskałem poczucie wyboru, podczas gdy jakiś czas temu czułem się bezradny, wrzucony w sytuację. Wiem, że mogę żyć tak jak teraz, lub też zmienić - wszystko, bądź niektóre aspekty. Świadomość kontroli nad swoim życiem, możliwość przemyślanego wyboru warunków bardzo dużo zmienia.


 Pozytywna strony straty?
Ciekawe jest to, że często trzeba doświadczyć straty, lub przynajmniej się o nią otrzeć, by zacząć doceniać. Dotyczy to zwłaszcza rzeczy, które są tak mocno wpisane w nasze życie, że wręcz stają się przezroczyste. I dopiero ich brak uzmysławia nam, jak bardzo są ważne. Jednak to dopiero zmiany i ruch pozwalają nam docenić to, co już mamy. Dlatego warto czasem zdecydować się na coś nowego, mimo że wiąże się to ze stratą. Poczucie straty - choć nieprzyjemne - pomaga nam uświadomić, co naprawdę jest dla nas ważne. Kiedy coś tracisz, jednocześnie coś zyskujesz - czasem po prostu wiedzę o sobie samym.


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 24 listopada 2016

5 kroków jak porzucić życie w oczekiwaniu i zacząć życie w zgodzie ze sobą


Niedawno pisałem o życiu w oczekiwaniu: Czekanie na.... Wiem, że wiele osób żyje takim życiem i nie bardzo wie jak można coś zmienić. Być może Ty, Czytelniku, też do nich należysz. Niestety, nie mam złotej recepty jak skutecznie przebudować swoje życie, ale proponuję Ci kilka ćwiczeń, które mogą pomóc. Postaraj się być w nich absolutnie szczery wobec siebie. Tu nie ma niepoprawnych odpowiedzi, nie ma też potrzeby ich oceniać, cenzurować lub sztucznie hamować. Te ćwiczenia mają sens tylko wtedy, gdy nie będziesz grał sam przed sobą.

Uświadom sobie, kim jesteś

1. Wyobraź sobie, że zostało Ci tylko pół roku życia. Co zamierzasz robić w czasie, który Ci pozostał? Jak spędzisz te chwile? Zapisz sobie odpowiedzi. Najpewniej właśnie dowiedziałeś się, co tak naprawdę jest dla Ciebie istotne. Co byś chciał zrobić, gdyby nie liczyły się żadne zewnętrzne ograniczenia.

2. Być może pamiętasz jeszcze kim chciałeś zostać kiedy byłeś dzieckiem. Czy marzyłeś o tym, by być strażakiem? lecieć w kosmos? prowadzić ciężarówkę? Zapisz sobie odpowiedzi.


3. Pomyśl, w jakich sytuacjach czujesz się najszczęśliwszy. Może jest to np. gra w piłkę z kolegami, święta z rodziną, ognisko, wycieczka w górach. Te momenty dość pokazują Ci co tak naprawdę jest dla Ciebie ważne. Zapisane czynności dopisz do swojej listy.

Przygotuj plan...

4. Na podstawie zapisanych odpowiedzi z punktów 1-4 postaraj się zrobić listę ulubionych zajęć. Uszereguj wpisy w kolejności od najważniejszej do najmniej istotnej. Najlepiej to zrobić porównując każdy wpis z każdym innym i przyznając za każdym razem 1 punkt zwycięzcy porównania. Potem wystarczy podliczyć punkty i uszeregować listę w kolejności od pozycji mającej najwięcej punktów.


5. Popatrz teraz na 3 pierwsze miejsca ze swojej listy. Wybierz jedno z nich i zastanów się jakie kroki musisz podjąć, byś mógł to osiągnąć lub też robić częściej. Pamiętaj, że każda, nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pojedynczego kroku. Nie osiągniesz od razu swojego celu, zwłaszcza, jeśli jest on ambitny. Ale możesz pomyśleć jaki nieduży krok możesz teraz wykonać, by znaleźć się odrobinę bliżej.

... i zacznij wprowadzać go w życie

Spróbuj wykonywać swoje małe kroczki, który rozpisałeś w poprzednim punkcie. W ten sposób Twój cel zacznie się przybliżać, a wraz z wykonanymi krokami zaczną pojawiać się nowe możliwości. Nie oczekuj, że w tajemniczy sposób osiągniesz szybko cel. Bądź cierpliwy. To nie jest żadna magia, a praca nad sobą i swoimi umiejętnościami. Nie zostaniesz od razu Picassem, ale możesz chociaż kupić farby i namalować swoje pierwsze "maziaje".


Nie zniechęcaj się

Nie zniechęcaj się, jeśli po jakimś czasie okaże się, że dana aktywność przestała Cię kręcić. Właśnie dowiedziałeś się o sobie czegoś nowego, a zdobyte umiejętności mogą przydać się w innym momencie.

Zaangażowanie daje przewagę!

Pamiętaj, że jeśli robisz coś, co naprawdę lubisz to będziesz poświęcał na to więcej czasu, niż osoba, która wykonuje tę rzecz bez przekonania. Poza tym Twoje zaangażowanie będzie widoczne na zewnątrz i zaraźliwe. W ten sposób będziesz w tym obszarze lepszy, niż inni. Ta zasada działa też niestety w drugą stronę: jeśli robisz coś bez przekonania, nigdy nie przebijesz osób, które naprawdę lubią tę dziedzinę.

Dowiedz się więcej

Jeśli naprawdę interesujesz się poszukiwaniem swojej drogi, gorąco polecam Ci książkę "The crossroads of should and must" autorstwa Elle Luna'y, o której już pisałem TUTAJ. Niestety, ta książka nie ma na razie polskiego wydania. Wersję angielską bez problemu można kupić, choćby na Amazon.

To wszystko brzmi prosto, ale wcale do łatwych nie należy. Życzę Ci zatem powodzenia!
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Bezsenność

Tak wyglądam po nieprzespanej nocy
Jednym z moich demonów pracy etatowej jest bezsenność. Mam ten problem, że kładąc się spać nigdy nie wiem, czy zasnę, czy też będę przez pół nocy przewracał się po łóżku. Ten drugi scenariusz występuje zaskakująco często. Podczas takich bezsennych nocy, jak ta czuję się coraz bardziej zirytowany tym, że mój własny organizm nie pozwala mi odpocząć. Niczym widmo wisi nade mną świadomość, że niezależnie od stopnia niewyspania i tak będę musiał rano wstać i iść do biura. I siedzieć tam 8 godzin. I czekać końca pracy jak zbawienia.

Jest to moim zdaniem kompletnie pozbawione sensu, żebym był zmuszony do wykonywania pracy w stałych godzinach niezależnie od mojego własnego biologicznego cyklu oraz potrzeb. Jestem absolutnie przekonany, że byłbym znacznie bardziej efektywny, gdyby pozwolono mi pracować w moim prywatnym rytmie, z uwzględnieniem dyspozycji w danym dniu, a także z możliwością regeneracyjnej drzemki gdzieś w ciągu dnia. A tak, znów wbrew logice udam się do biura i będę próbować przekupić zmęczony organizm kofeiną tylko po to, żeby jakoś wysiedzieć do 17.

Bez sensu...
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 17 listopada 2016

Czekanie na....

Czekanie...
Czekanie. Na weekend. Na urlop. Na koniec roku szkolnego. Na następną wypłatę. Na koniec dnia pracy. Na emeryturę. Na podwyżkę. Aż dziecko skończy szkołę. Często czekanie to motyw przewodni życia. Zawsze na coś czekamy. I w ten sposób usprawiedliwiamy trwanie w stanie przejściowym. Takim, w którym nie chcielibyśmy żyć na stałe, docelowo. Trwamy, zamiast żyć naprawdę, w zgodzie ze sobą, wykorzystując w pełni czas i własne możliwości, realizując  marzenia. Chcielibyśmy zmienić ten niewygodny dla nas układ, tylko jeszcze trochę poczekamy na....


Przebudzenie?
U niektórych ludzi takie oczekiwanie potrafi trwać nawet całe życie. Inni w pewnym momencie budzą się z marazmu i dochodzą do wniosku, że ich życie zupełnie ich nie satysfakcjonuje. Że minęło wiele  lat, a oni nie zrealizowali prawie nic z tego, o czym zawsze marzyli. Mają za to mnóstwo innych rzeczy, które nie dają im radości. Zewsząd cały czas słyszą, że powinni się cieszyć bo poszczęściło im się w życiu - mają mieszkanie, stabilną pracę, służbowy samochód na alufelgach, narty w szafie i rower za 5000zł w komórce. Często słyszą, że inni daliby wszystko za takie życie. Ale w głębi duszy czują, że to nie jest dla nich. Nie czyni ich spełnionymi ani szczęśliwymi. Nie o tym marzyli.

Kiedy?
Istnieją osoby, które bardzo wcześnie dochodzą do tych wniosków i ignorując tradycyjny model kariery od razu wybierają zajęcie, które im odpowiada. 

Do wielu osób dociera to trochę później - po 10 latach w korporacji czują, że już dłużej nie mogą, że ich życie pozbawione jest smaku i sensu. Wtedy najczęściej porzucają pracę na etat i robią użytek ze swoich oszczędności. Kupują gospodarstwo agroturystyczne, zakładają firmę wytwarzającą ręcznie skórzane torebki własnego projektu.

 Często przebudzenie następuje dopiero po 40-ce. Wtedy mówi się o tzw. kryzysie wieku średniego. Nagle okazuje się, że zostało mało czasu na realizację siebie. Następuje gorączkowa próba nadrobienia zaległości - często w sposób chaotyczny i szkodliwy dla siebie i innych. Młoda dziewczyna u boku, zamiast żony rówieśniczki. Bieg na 10 km po 20 latach siedzenia na kanapie.

 Są też ludzie, którzy dopiero u schyłku swojego życia myślą o tym, co mogli dokonać, ale z czego zrezygnowali. Wtedy pozostaje tylko żal.

Czemu tkwimy w oczekiwaniu?
Jest ku temu kilka ważnych powodów. Po pierwsze, nasze otoczenie narzuca nam pewne sposoby myślenia i wartości. Ciągle słyszymy o tym, jak ważne jest własne mieszkanie, dzieci, praca. Jako ludzi sukcesu przedstawia nam się bogatych ludzi w drogich autach, często wysoko postawionych managerów. Trudno jest nam zrozumieć, że te wartości są narzucone z zewnątrz, a nie nasze własne. Wymaga to dużej odwagi i szczerości wobec siebie samego.

Kolejną trudnością jest zrozumienie, co właściwie byśmy chcieli robić. Wielu ludzi zatrzymuje się na tym etapie - wiedzą, że ich życie im się nie podoba, ale nie mają pojęcia w jaką stronę powinni pójść. Oczekują oni, że w pewnym momencie po prostu doznają olśnienia i od tej chwili będą wiedzieć. To też jest rodzaj czekania, bo taki moment nigdy nie następuje. Jedynym sposobem zrozumienia co dokładnie się chce i lubi, to próbować różnych rzeczy. Jednak nawet jeśli w końcu zrozumiemy co jest marzeniem życia, to nie zakończy naszych problemów.

 Próbując to wdrożyć napotkamy bowiem silny opór społeczny. Ludzie będą uważali, że nasze działania pozbawione są sensu i będą nam to głośno komunikować. Będą wyrażali zaniepokojenie, wątpliwości, czasem wręcz wrogość. Dodatkowo w środku też będziemy pełni lęku - ostatecznie idziemy ścieżką w nieznane, nie wiadomo dokąd nas to zaprowadzi. Czy się uda? Czy nie zabraknie nam pieniędzy? A może się mylimy, a ci wszyscy inni mają rację?

źrodło: Chłopaki nie płaczą

"W życiu trzeba sobie zadać jedno ważne pytanie: co chcesz w życiu robić? A potem zacząć to robić..."

Czy warto?
Jak widać rezygnacja z przeczekiwania życia nie jest prosta. Warto jednak wiedzieć, że istnieje taka możliwość i samodzielnie podjąć decyzję: wolę tkwić w stanie "kijowo, ale stabilnie", czy też "walczę o życie w zgodzie ze sobą". Pamiętajmy, że najczęściej żałuje się bezczynności. Ja sam zaczynam podążać drogą realizacji siebie. Stąd między innymi ten blog i pomysł wyjazdu. 
Życzę wam, żebyście znaleźli siłę, by pokonać lęki i pozostać w zgodzie ze sobą.



 Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat, jak uniknąć przeczekiwania życia, wkrótce ukaże się artykuł pt: "11 porad jak porzucić przeczekiwanie życia"


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 14 listopada 2016

Zimowy dysonans

źródło:http://bakkerbugle.com/blog
Zapewne znacie to wrażenie lekkiego dysonansu, kiedy rozmawiacie z kimś, o jakiejś rzeczy, która waszym zdaniem jest beznadziejna, a ktoś mówi że ją lubi. Podaje argumenty i przykłady, dwoi się i troi, a wy mimo to nadal nie widzicie  tym nic atrakcyjnego. Zapewne każdy czasem doświadcza czegoś takiego. Jeszcze dziwniej robi się, kiedy spotykacie wiele osób, które deklarują sympatię do nielubianej przez was rzeczy. Ja tak mam z zimą. Co i rusz spotykam ludzi, którzy twierdzą, że zima jest fajna. A ja zupełnie nie mogę zrozumieć, co w niej widzą.

Rzeczywiście, zima potrafi być piękna. Kiedy pada gęsty śnieg, a wy możecie go obserwować z okna, stojąc przy ciepłym kaloryferze i popijając gorącą aromatyczną herbatę. Albo piękny jest las przyprószony śniegiem. Zaśnieżona łąka, na której nie ma ani jednego śladu buta i która wygląda jak bezkresna pustynia. Jezioro skute lodem. Tylko ile osób ogląda codziennie te jeziora i lasy? A ilu zaś przedziera się przez brudny śnieg i pluchę by dotrzeć do i z pracy?

Zima to wieczne problemy - złe warunki na drodze. Konieczność odśnieżania auta i skrobania szyb. Zakładanie wielu warstw ubrań za każdym razem, gdy chce się wyjść na zewnątrz. Nieprzewietrzone, duszne mieszkania. Brak słońca, krótki dzień. Kiedy wychodzę do pracy jest szarawo, kiedy wychodzę z biura - jest już ciemno. Brak świeżych owoców i warzyw. Awarie pociągów. Ziąb taki, że ciężko wytrzymać na dworze, nie mówiąc już o przyjemności przebywania tam.

Zima to także nieład i brzydota: śnieg maltretowany piaskiem, oponami, zdobiony fekaliami czworonogów (dwunogów czasem też). Błoto pośniegowe podczas odwilży. Smutne kikuty bezlistnych drzew. Szare, ołowiane niebo i brak słonca, który sprawia, że wszystkie kolory blekną i są przytłumione. Kałuże pełne piasku, którym sypano drogi. Chlapa. Smutni, zmarznięci ludzie na brudnych ulicach szarych miast.

Ok, ok. Zaraz ktoś powie o nartach, o słonecznych dniach, świętach itp. Dla mnie nawet 2 tygodnie w najwspanialszym kurorcie, a także te wszystkie kilka, może kilkanaście słonecznych dni, z których większość i tak spędzę w biurze, oraz 3 dni przyjemnych świąt nie są w stanie nic zmienić. Nadal zimowa codzienność jest dla mnie brudna, szara i prawie nie do zniesienia. I właśnie dlatego chcę mieszkać tam, gdzie ciepło.



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 8 listopada 2016

„Nie jestem swoją pracą"

Poniższy fragment książki mocno mnie poruszył. Muszę sobie ułożyć temat w głowie. Myślę, że efektem będzie artykuł za kilka dni.

„Nie jestem swoją pracą. Nie jestem swoim kredytem na mieszkanie. Słuchaj. Uśmiechaj się. Zgadzaj. Odbieraj przelew. Kupuj rzeczy, które nie są ci potrzebne”. Kiedy jesteśmy mali, czekamy, aż będziemy więksi. Kiedy kończymy szkołę, czekamy, aż pójdziemy na studia. Kiedy kończymy studia, czekamy, aż pójdziemy do pracy. Kiedy idziemy do pracy, czekamy, aż pójdziemy na emeryturę. Kiedy idziemy na emeryturę, powoli czekamy na śmierć. W międzyczasie czekamy na wakacje,
urodziny, seks, miłość albo odwrotnie, czekamy, aż dzieci pójdą do przedszkola, później szkoły, a później w cholerę zabiorą się z domu. Czekamy cały czas, aż w końcu zacznie się nasze pierdolone, PRAWDZIWE życie, przy czym oczywiście nie mamy pojęcia, na czym ta prawdziwość ma polegać. Dziś pewnie najpopularniejszym odpowiednikiem protezy posiadania własnego życia są podróże. Skoro podróżuję to mam własne życie, a składa się ono z czekania na kolejną."

Pokolenie Ikea. Kobiety, Piotr C.

POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 2 listopada 2016

Brak sił

Brak mi sił. To od dłuższego czasu hasło przewodnie mojego życia. Brak mi sił. Na prawie wszystko. Brak mi sił na telefon do rodziców. Na piwo ze znajomymi. Na pójście na trening. Na spacer. Brak mi sił na pisanie bloga. Na słuchanie muzyki. Na gry planszowe. Na gitarę. Brak mi sił na wyjazd w rodzinne strony. Na to, by pouczyć się hiszpańskiego. Na wybranie się na zakupy, mimo że w garderobie same starocie. Brak mi sił na imprezę. na koncert. Na przesłuchanie muzycznych nowości. Na wyjazd na weekend. Brak mi sił, by zmienić przepaloną żarówkę, o co od pół roku prosi mnie żona. Brak mi sił, by cieszyć się czymkolwiek. By docenić piękno. Moje życie to walka o przetrwanie. Czasem ktoś proponuje mi jakieś spotkanie, a ja zamiast się cieszyć, wpadam w popłoch bo nie mam siły, by na to spotkanie się wybrać. Brak mi sił. Od kilku lat moje życie składa się z pracy, rodziny oraz z braku sił. Czas, który pozostaje mi poza pracą i rodziną zużywam prawie w całości na poskładanie się do kupy na tyle, by znów pójść do pracy, znów zacząć kolejny dzień. To nie jest życie, to jest marna egzystencja.

I ta marna egzystencja to mój motor do zmian. Głęboko wierzę, że jeśli zmienię środowisko, pracę to będę miał więcej energii. To znaczy, energii będzie tyle samo, ale nie będę jej zużywał tyle, ile teraz kosztuje mnie wytrwanie w biurze, walka z nierówną pogodą, trwanie w mieście, którego nie lubię. Zmiana nie jest po prostu dążeniem do fajniejszego życia, zmiana jest konieczna.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 25 października 2016

Narodziny dziecka? To może być świetna okazja do podróży!

Powszechnie sądzi się, że moment przyjścia na świat potomka to koniec podróży, zmian w życiu, koniec okresu próbowania rzeczy. Uważa się, że jest to chwila, w której nowo upieczony rodzic powinien czym prędzej porzucić wszelkie swoje marzenia i zająć się budowaniem stabilizacji rozumianej jako stabilność zatrudnienia i zamieszkania. Innymi słowy powinien posiadać własne mieszkanie, na które będzie ciężko pracować, najlepiej w stabilnej firmie na etatową umowę na czas nieokreślony. Ja mam jednak zupełnie inną opinię na ten temat.

Zacznę od tego, że sama wiadomość o ciąży podziałała na mnie jak niezły kop na rozpęd. Przed tamtą chwilą żyłem pogrążony w marazmie, pracowałem i obiecywałem sobie, że w kiedyś w końcu rzucę to wszystko i wyjadę za granicę. Koncepcje dokąd się przeniosę oraz co tam będę robić zmieniały się wielokrotnie. Trzy rzeczy jednak pozostawały boleśnie niezmienne - moje miejsce pobytu, rodzaj wykonywanej pracy i poziom niezadowolenia z życia. A potem przyszedł TEN dzień, w którym dowiedziałem się, że będę tatą. Wtedy zrozumiałem, że mam już mało czasu na eksperymenty. Dziecko będzie rosnąć i po kilku latach będzie mieć własnych znajomych, swoje środowisko, swoją szkołę. Wtedy będzie potrzebować stabilizacji i niezmienności. Zacząłem więc intensywnie pracować nad jakością swojego życia.

Potraktowałem narodziny syna, jako świetną okazję, by w bezpieczny sposób zrealizować swoje podróżnicze marzenia.  Dostrzegłem szansę jaką daje  urlop macierzyński. Sytuacja, w której jeden rodzic ma zapewniony dochód mimo braku konieczności uczęszczania do pracy, a także ma gwarancję zatrudnienia - to wręcz wymarzona okazja, by na kilka miesięcy spróbować czegoś innego. Rzadko kiedy w życiu można mieć takie bezpieczeństwo finansowe i otwartą drogę powrotu. Taka szansa się szybko nie powtórzy (chyba, że zdecydujemy się na rodzeństwo dla Tomka). Dlatego też policzyłem oszczędności i zacząłem zabiegać o urlop bezpłatny. Małe dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje przede wszystkim rodziców - miejsce, w którym się znajduje ma dla niego drugorzędne znaczenie.

Dzięki powyższym działaniom możemy kilka miesięcy spędzić na Kanarach nie tracąc całości dochodów, ani pracy. 


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 18 października 2016

Co dalej?

Udało mi się otrzymać bezpłatny urlop w pracy i wraz ze złożeniem mojego podpisu na wniosku urlopowym wyjazd na Kanary przeobraził się z bliżej nieokreślonego planu marzenia w bardzo realną rzeczywistość. Wczoraj wykonałem kolejny duży krok - kupiłem bilet lotniczy na Gran Canarię. Działanie te wywołały we mnie dumę z tego, że znalazłem się naprawdę blisko osiągnięcia mojego celu, jak również lęk. Ewentualne wycofanie się stało się bowiem znacznie trudniejsze. Nie to, żebym się chciał wycofać.

Teraz zaś należy wziąć się ostro do roboty. Im więcej myślę o wyjeździe, tym więcej dostrzegam obszarów, które wymagają mojej pracy. Do zadań na najbliższe miesiące należą:

1. nauka hiszpańskiego - to niestety najbardziej zaniedbany obszar. Po tym, jak urodził mi się syn zabrakło mi czasu i motywacji, by realnie pracować nad językiem
2. przejrzenie rynku mieszkań pod wynajem. Chcę dobrze orientować się w cenach, a także wiedzieć, gdzie szukać ogłoszeń
3. poszukanie niedrogiego busa do wożenia turystów na Wyspie
4. zadbanie o sprzedaż naszego samochodu w Polsce
5. zapoznanie się z przewodnikami turystycznymi dotyczącymi Kanarów - zawsze warto mieć taką wiedzę. Może się przydać
6. otworzenie własnej działalności gospodarczej - muszę mieć jakąś ramę, która posłuży mi do świadczenia usług
7. zadbanie o karty EKUS - pozwalające na korzystanie z opieki medycznej w innych krajach Unii Europejskiej
8. sporządzenie listy rzeczy, która jedzie z nami na Kanary
9. zadbanie o sieć kontaktów na Wyspach - na przykład poprzez CouchSurfing
10. rozwiązanie spraw mieszkaniowych w Polsce
11. przygotowanie ulotek dotyczących moich usług
12. przygotowanie strony internetowej dotyczącej moich usług
13. przygotowanie listy rzeczy do zrobienia zaraz po przyjeździe na miejsce
14. kupno map morskich, locji i innych akwenów dotyczących akwenu Wysp Kanaryjskich
15. ??

Jestem pewien, że ta lista nie jest kompletna i będzie się rozszerzać o kolejne zadania. Tak czy siak, dużo tego i trochę mnie to przeraża. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu na działanie oraz wsparcie moich bliskich:)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 17 października 2016

Klamka zapadła...

Właśnie kupiłem bilet na Gran Canarię. Na styczeń... W jedną stronę....

Jestem przerażony. I trochę podekscytowany jednocześnie.

Bardzo ciężko było mi zrobić ten krok. Szykowałem się na to od tygodnia i ciągle przekładałem na później. Dziś zmusiłem się, żeby zakończyć ten proces, zanim ceny wzrosną.


Czuję się jakbym właśnie skoczył na bungee... Tyle że nadal lecę....
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 10 października 2016

Jednak jestem normalny!

Jednak jestem normalny - to znaczy mieszczący się w standardach zachowań i widzący świat podobnie, jak inne osoby mojego pokolenia. Zazwyczaj myślę, że jest zupełnie inaczej, ale do myślenia dał mi pewien artykuł.

W skrócie mówiąc powyższy tekst mówi o tym, że pokolenie, które teraz jest w okolicach 30-ki ma zupełnie inne wartości niż rodzice.  Zamiast na gromadzenie dóbr i kupowanie domów - stawiamy na przeżycia, doświadczenia i budowanie wspomnień. Wartościami są elastyczność oraz finansowa i "geograficzna" niezależność. Wielu z moich rówieśników rezygnuje z zaciągnięcia monstrualnego kredytu hipotecznego, by kupić własne mieszkanie, ponieważ taka decyzja przywiązuje ich do pracy oraz jednego miejsca. Zamiast tego wolą elastyczność związaną z wynajmem. W ten sposób mogą osiedlić się tam, gdzie w danej chwili chcą, bądź potrzebują np. po zmianie pracy. Brak kredytu hipotecznego pozwala też na swobodniejsze podejście do pracy, częstsze jej zmiany bądź nawet przerwy w życiu zawodowym. Posiadanie przestało być wyznacznikiem sukcesu, a stało się nim ciekawe życie, relacje z przyjaciółmi. W końcu nasze wspomnienia i doświadczenia to jest coś, czego nikt nam nie ukradnie, coś co nie straci z czasem na wartości, nie ulegnie zniszczeniu w pożarze itp. Posiadanie drogich rzeczy zniewala - sprawia, że zaczynamy się o nie bać, drżeć przed utratą, często potrzebujemy jeszcze więcej pieniędzy, by utrzymać te rzeczy w dobrym stanie. I tak, osoba, która ma drogi samochód z reguły boi się jego kradzieży i musi wydawać ogromne sumy na jego ubezpieczenie, przeglądy i inne opłaty. W efekcie staje się zakładnikiem własnego dobrobytu. My uważamy, że lepiej jest bardziej być, niż mieć za dużo.

Do tej pory wydawało mi się, że ten mój sposób widzenia rzeczy jest nieco rewolucyjny, na pewno w poprzek istniejącym trendom, inny. A tu proszę, okazuje się, że nie tylko nie ja to wymyśliłem, a wręcz jest to wizytówką mojego pokolenia.

Miło wiedzieć, że nie jestem sam:)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 4 października 2016

Twarde zderzenie z (pourlopową) rzeczywistością

W ostatnim tygodniu byłem na rejsie. Przez siedem szczęśliwych dni pływałem po wodach Sardynii i Korsyki, zwiedzałem piękne zakątki tych wysp, jadłem owoce morza, piłem wino i grzałem się w słońcu. Mimo różnych trudności, czułem się bardzo dobrze. Woda i słońce to połączenie, które bardzo lubię i które dobrze na mnie wpływa. W końcu co człowieka obchodzą problemy świata kiedy ma pokład pod stopami, ciepłe słonce nad głową i przyjaciół dookoła.

Wracam więc sobie w niedzielę do Polski. W samolocie jestem jeszcze taki nieobecny, wyciszony, wyluzowany. Wysiadam z samolotu - i jest nawet ciepło, cieplej niż spodziewałem się po polskiej jesieni. Uśmiecham się do siebie i pogodnie wkraczam w polską rzeczywistość.

Radość jednak nie trwa długo. Poniedziałek wita mnie lodowatym wiatrem, a później także i deszczem padającym z ołowianego nieba. Prasa atakuje ujadaniem różnych politycznych frakcji, jedni protestują, inni wyrażają oburzenie i pogardę. Internet kipi od złych emocji. W biurze zamiast słońca czekają na mnie świecące zimnym światłem jarzeniówki oraz białe, nijakie ściany. Czuję, jak w ciągu kilku dosłownie godzin wyssana ze mnie zostaje ta pogodna beztroska i radość. Jak w tempie ekspresowym upodabniam się do szarego korpo-ludka.

Dobrze, że jestem w Warszawie jeszcze tylko trzy miesiące.Potem znów czeka mnie dużo słońca, pokład pod stopami i przyjemna beztroska dotycząca życia społecznego i politycznego mojego kraju. Miła perspektywa:)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 21 września 2016

Motywacja jest kobietą

Moja motywacja do wyjazdu na Kanary jest kobietą. To znaczy, jest zmienna, podlega cyklom i ciężko za nią nadążyć. Zauważyłem to już jakiś czas temu. W tej zmienności występuje pewien stały harmonogram.
Najpierw pojawia się niesamowita ekscytacja. Jadę na Kanary! z dala od polskiej, szarej jesieni i zimy! Z dala od zimnego deszczu i wiatru zacinającego w twarz! Z dala od polskiej polityki, agresji i marudzenia! To jest właśnie ten moment, w którym czynię największe postępy mam bowiem mnóstwo energii na działanie.

Następnie energia się kończy i przychodzi etap stagnacji. Nie mam siły i często czasu na działanie dla dobra sprawy. Pozostawiam wiele wątków niedokończonych. Dostrzegam tę swoją niemoc, toczę z nią walkę z góry skazaną na niepowodzenie. Irytuję się własną biernością i brakiem postępów.

Kolejnym etapem jest rezygnacja. Postrzegam swój wyjazd jako coraz mnie realny. Widzę pajęczyny i kurz, którym obrastają kwestie wyjazdowe. Zaczynam myśleć, że to nie może się udać i pogrążam się w cichym smutku myśląc, że moje życie nigdy nie ulegnie zmianie, ponieważ nie posiadam wystarczającej determinacji. Nie podoba mi się obecne życie, ale przestaję wierzyć, że zmiana jest możliwa.

Potem często następuje akceptacja - zaczynam dostrzegać pozytywne strony pozostania. Cieszę się z miłego spotkania z rodzicami, polskiego lata. Zaczynam zastanawiać się, jaki zawód mógłbym wykonywać tu, na miejscu, który byłby możliwie zgodny z tym, co chcę robić. Ten stan trwa...

 ...Aż do czasu gdy jakieś wydarzenie, inspirująca lektura lub rozmowa sprawi, że znów odżywa we mnie pełen entuzjazm i wola działania. Koło się zamyka.

Podejrzewam, że z tą motywacją tak jest nie tylko u mnie. Każdy ma wątpliwości i chwile, kiedy bardzo słabo wierzy w osiągnięcie celu. Ale potem znów łapie wiatr w żagle i płynie dalej.

W chwili obecnej głowa zaczyna mnie boleć na samą myśl o procesie przeprowadzki na Kanary. Po ostatnim okresie wzmożonej motywacji czas na stagnację. Oby krótką :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 16 września 2016

Nie takie korpo straszne, jak je malują ;)

W środę miałem ważną rozmowę z szefostwem. Powiedziałem im o moim planie wyjazdu na Kanary. Poprosiłem o urlop bezpłatny jednak za bardzo nie liczyłem na to, że firma się zgodzi. Osoba, z którą rozmawiałem też była bardzo sceptyczna i powiedziała, że przedstawi moją propozycję, ale jej zdaniem będę musiał po prostu zrezygnować z pracy. Spodziewałem się takiego obrotu sprawy, ale stwierdziłem, że zawsze zdążę złożyć wypowiedzenie, ale wolę najpierw choć spróbować rozmawiać.

I wiecie co? Opłaciło się!
 Kilka godzin później otrzymałem pozytywną odpowiedź na moją prośbę. Firma udzieli mi półrocznego, bezpłatnego urlopu!! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony postawą mojego pracodawcy. Jednak nie takie korpo straszne, jak je malują.

Kanary stają się coraz bardziej realne! Za 3 miesiące będę mógł spróbować sił w moim ukochanym żeglarstwie! :)



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 8 września 2016

Przełom na moim prywatnym polu bitwy

Czasem mam tak, że gdy rozważam jakiś pomysł, większą zmianę, jestem pełen wątpliwości i w głowie toczę batalię między 'za' i 'przeciw', która zmienia się powoli w wojnę pozycyjną na wyniszczenie. I wtedy trafiam na książkę, artykuł, film - na coś, co dokładnie trafia w temat i powoduje przełom na wewnętrznym polu walki. Taka sytuacja nastąpiła u mnie w zeszłym tygodniu.

Przez ostatnie tygodnie czułem, że wyjazd na Kanary wymyka mi się z rąk. Niby nic się nie zmieniło, na mojej drodze nie pojawiły się żadne nowe przeszkody, a jednak czułem się coraz bardziej zalękniony, wręcz przerażony perspektywą porzucenia ciepłej posadki i zostawienia za sobą życia takiego, jakie znam. Obawy oraz argumenty przeciw wyjazdowi zaczęły dominować w mojej głowie i wprowadzając mnie w stan apatycznej rezygnacji. Irytowało mnie, że dostrzegam wyraźnie minusy wyjazdu, ale poza żeglarstwem nie mam żadnego innego pomysłu na siebie. Ten stan trwał już jakiś czas, uwierał i sprawiał, że codziennie w mojej głowie obie strony przeprowadzały kolejne potyczki i wymiany ognia. Aż do czasu, gdy zabrałem się za książkę "The crossroads of should and must" napisaną przez panią Elle Luna'ę. Tytuł ten polecał Andrzej Tucholski na swoim blogu: http://andrzejtucholski.pl

Z lektory dowiadujemy się, że przez życie można przejść poprzez drogę should - żyjąc w sposób, jaki oczekują od nas inni ludzie, wypełniając obowiązki i pracując 'bo tak trzeba' i licząc dni do najbliższego weekendu. Można też wybrać drogę Must - znacznie trudniejszą wersję, w której dążymy do robienia tego, co jest naszą pasją i pochłania nas bez reszty, tak bardzo, że nie chodzimy już do pracy - to my jesteśmy tą pracą. Ta druga opcja wymaga wiele odwagi, bo trzeba przeciwstawić się światu, pokonać masę lęków i zaryzykować ścieżkę, która nie wiadomo dokąd prowadzi. W zamian jednak otrzymujemy bogate życie zgodne z własnymi zainteresowaniami i potrzebami. To tyle, jeśli chodzi o streszczenie - chętnych zapraszam do lektury oryginału, zapewniam, że warto :)

Dla mnie szczególnie istotne okazały się dwa momenty w tej pozycji:
1. kiedy autorka opisuje swoją historię i opowiada o momencie, w którym postanowiła rzucić pracę w interesującym start-upie na rzecz malarstwa:  "wybór pojawił się nagle. oba światy - równie ciekawe, ale zupełnie różne. sprawdziłam swoje konto - mogłam pozwolić sobie na kilka miesięcy życia jako artystka. Złożyłam wypowiedzenie. Nie miałam pojęcia co robię i -jednocześnie - doskonale wiedziałam co robię"
2. "Droga must to droga, którą sami tworzymy. Zaczyna się na bezdrożu, w nicości, pustce - tabula rasa. (...)Jeśli widzisz swoją ścieżkę przed tobą wytyczoną krok po kroku, to znaczy, że to nie jest twoja ścieżka. (...) Swoją prawdziwą drogę tworzysz krok po kroku"

Oba fragmenty bardzo dobrze odnoszą się do sytuacji, w jakiej się znajduję. Ja również jestem o krok od rzucenia pracy, również tylko mgliście wiem dokąd zmierzam. Jestem tym podekscytowany i jednocześnie przerażony. Wiem tylko, że mój pierwszy krok w drodze must zmierza ku Kanarom i żeglarstwu, ale nie mam pojęcia jaki będzie dalszy przebieg mojej scieżki. Dobrze było dowiedzieć się, że nie jestem jedynym, który nie ma klarownej wizji swojej nowej drogi, a także, że wszystkim towarzyszą lęki i wątpliwości z tym związane.

Ta książka wpadła na moje prywatne pole bitwy siejąc spustoszenie w szeregach sceptycznych myśli i wątpliwości. Na powrót poczułem, że warto spróbować żyć inaczej, choćby po to żeby sprawdzić dokąd mnie to zaprowadzi i czego dowiem się o sobie.


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 31 sierpnia 2016

Im bliżej zmiany, tym więcej lęku

Pozornie, zmiana trybu życia wydaje się prosta. Bardzo czegoś pragniemy, więc robimy tu i stajemy się szczęśliwszymi ludźmi. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że tkwi w nim lęk przed zmianą równie silny jak chęć by tej zmiany dokonać. Lęk ten uświadamiamy sobie, kiedy jesteśmy na rozdrożu - gdy dosłownie jeden krok dzieli nas od nowego życia. To będzie jeden z najtrudniejszych kroków w waszym życiu...

Kiedy ponad rok temu wymyśliłem sobie mój kanaryjski plan - wszystko wydawało się proste - ot nazbieram oszczędności, rzucę pracę, z radością pojadę tam, by zacząć nowe życie. Nie przyszło mi do głowy, że aż tak bardzo będę się bać. Wraz z upływem czasu, wykonywaniem kolejnych zadań, podejmowaniem kolejnych decyzji, kiedy czułem, że jestem coraz bliżej do momentu wręczenia wypowiedzenia - moja obawa narastała. Coraz częściej pojawiały się pełne lęku myśli, o tym, czy dam sobie radę. Najpierw co kilka dni, a później już codziennie. Przez ostatnie tygodnie głównie się bałem. Miałem tysiące myśli, że kiedy rzucę wygodną posadkę w korpo wszystko pójdzie źle - oszczędności szybko się skończą, nie poradzę sobie z prowadzeniem firmy, nie będę umiał utrzymać mojej rodziny, stracę przyjaciół, okaże się, że nowa sytuacja wcale nie sprawia, że czuję się szczęśliwy. Bałem się, że dość szybko los da mi pstryczka w nos i będę żałował, że kiedykolwiek opuściłem bezpieczną, ale śmiertelnie nudną bezpieczną korpo-przystań.

I wiecie co? większość tych wszystkich lęków nie ma żadnego, ŻADNEGO racjonalnego podłoża. Jest to najzwyklejszy lęk przed nieznanym. Nie wiem, co mnie czeka, więc automatycznie produkuję wszelkie możliwe czarne scenariusze. Tyle że równie dobrze mogę powiedzieć sobie: jestem ogarniętym człowiekiem, do tej pory świetnie dałem sobie radę w wielu trudnych sytuacjach. Nic nie wskazuje na to, że tym razem ma być zdecydowanie inaczej. Pewnie, będą rzeczy, które się nie powiodą, więc wyciągnę z nich wnioski i pójdę dalej.

Ostatnio nauczyłem się działać mimo tego lęku, zaakceptowałem go. Wiem, że on będzie się pojawiał. Im bliższy będę rzucenia pracy, poczynienia zdecydowanych kroków, tym silniej ten lęk będzie starał się mnie powstrzymać. Wiem o tym i jestem przygotowany na jego wpływ. Myślę, że już nie będzie on w stanie zawrócić mnie z obranej drogi.

Obym miał rację.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 22 czerwca 2016

... Po przerwie

Ahoj!
Przez ponad miesiąc milczałem. Nie pisałem, bo mój świeżo urodzony syn absorbował mi czas i myśli tak dalece, że w zasadzie nie było o czym pisać.

Czas jednak powrócić do realizacji moich planów.

Oto jak wygląda sytuacja:
1. otrzymałem uprawnienia żeglarskie, które zdawałem w kwietniu
2. po urodzeniu dziecka zawiesiłem naukę hiszpańskiego - teraz chcę do tego wrócić
3. lato jest piękne - dużo czasu spędzam w lesie. Przy pogodach, takich jak ta moja motywacja do wyjazdu znacząco maleje
4. zacząłem szkolić się z zakresu meteorologii

W najbliższym czasie chcę:
1. zadzwonić do znajomej, która mieszka na kabatach
2. ustalić plan z żoną
3. powrócić do nauki hiszpańskiego
4. rozejrzeć się za kursem pierwszej pomocy
5. poszukać innych szkoleń oraz wiedzy potencjalnie przydatnych w moich planach 


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 19 maja 2016

Mam syna!

W niedzielę wieczorem urodził mi się syn. W oczywisty sposób jest to specyficzny i wymagający okres dla młodych rodziców, dlatego w najbliższych dniach zamierzam skupić się przede wszystkim na potomku. Nie znaczy to jednak, że porzucam przygotowania. Zawieszam je na chwilkę, by do nich wrócić, kiedy osiągnę równowagę w nowej sytuacji.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 10 maja 2016

Co się ostatnio działo w temacie moich przygotowań?

Ostatnie tygodnie należały od odrobinę mniej aktywnych w temacie przygotowań. Działo się zbyt dużo innych rzeczy i grało we mnie zbyt dużo emocji, bym miał jeszcze miejsce na te sprawy. Mimo to, parę tematów udało się ogarnąć:
1. nauczyłem się sporo angielskiego słownictwa żeglarskiego i cały czas uczę się kolejnych terminów i wyrażeń. Uczę się z ksiażki p. Małgorzaty Czarnomskiej " Angielski dla żeglarzy"
2. Przeczytałem książkę o prawidłowej obsłudze diesla na jachcie
3. Wysłałem wniosek do PZŻ o wydanie patentu sternika morskiego
4. Skontaktowałem się z kolegą, który być może będzie chciał współpracować w moim pomyśle
5. odbyłem kilka kolejnych lekcji języka hiszpańskiego
6. przejrzałem ogłoszenia dotyczące dorywczej pracy jako sternik w okolicach Warszawy (jak na razie nic nie znalazłem)


Praca wre :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Dylematy

Ostatnio trudno mi w zasadzie jednoznacznie określić, czy chcę wyjechać, czy jednak nie. Z jednej strony mam silną chęć porzucenia biura i zarobkowania po żeglarsku, życia w ciepłym klimacie i blisko natury. Z drugiej mam bliskie relacje z bratem i rodzicami, piękną polską wiosnę i las niecały kilometr od domu, w którym spędzam mnóstwo czasu. Z trzeciej strony, czekam na narodziny syna i mam świadomość, że dziecko nieźle namiesza w moim życiu. Tych stron jest jeszcze więcej i wszystkie one mieszają się, dochodzą do głosu i znów ten głos tracą. Zyskują na znaczeniu by za chwilę ustąpić pola innej racji.

Doszedłem do wniosku, że w takich warunkach nie ma sensu zastanawianie się nad tym, co dalej. Nie ma najmniejszego powodu, bym codziennie zadręczał się po raz kolejny tym, czy za kilka miesięcy będę tu, czy tam. Nie ma sensu nastawiać się na konkretny przebieg wypadków.

Bardzo słusznym jest za to podejście: "Zobaczymy za pół roku". Na razie zamierzam zrobić wszystko, by mój wyjazd był możliwy i dobrze przygotowany. Ta wiedza i umiejętności przyda mi się, tak czy siak. Proces decyzyjny zostaje zawieszony do odwołania.



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Coś ważnego przechodzi mi koło nosa

Dziś jest taki piękny słoneczny dzień. Powietrze pachnie coraz bardziej bujną roślinnością, słońce przyjemnie grzeje w twarz. Zieleń jest bardzo soczysta. Świat jest piękny i wyrazisty.

Aż przykro siedzieć w biurze. W takie dni, jak ten dociera do mnie z pełną mocą, że praca biurowa ma bardzo wyraźny i konkretny koszt. Owszem, jest stabilna (zazwyczaj) i bezpieczna (zazwyczaj), często jest wygodna. Ale jednocześnie sprawia, że życie zamienia się w ciąg nijakiego czasu spędzonego przed komputerem. Praca biurowa sprawia, że omija mnie bardzo dużo. Nie mam jak cieszyć się ciepłem słońca i pięknem wiosny. Nie mam jak wystawić swojej bladej skóry na słońce. Nie mam jak rozruszać zapyziałych mięśni. Czuję, że wiosna mnie omija, dzieje się gdzieś indziej, a ja tylko czasem, przez chwilę, mogę jej dotknąć.

W takie dni jak dziś moja motywacja, żeby zmienić swoje życie i zacząć żyć z żeglarstwa jest bardzo silna.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 4 maja 2016

...przyszła wiosna nie wiedzieć kiedy...

Nagle przyszła wiosna, wszystko się zazieleniło, zaczęło pachnieć. Codziennie staram się choć przez chwilę być w lesie. Coraz bardziej czuję, że "dzień bez przyrody, dniem straconym". Najchętniej nie wychodziłbym z lasu w ogóle. A tymczasem praca wymaga ode mnie 8 godzin spędzonych w smutnym biurze w centrum miasta. Strasznie szkoda tego zmarnowanego czasu.

TO ciepło i bogactwo przyrody sprawia też, że zapomniałem już jak paskudna i nieprzyjazna jest to zima. A tym samym częściowo spadła moja motywacja do wyjazdu. Ostatnio też poczułem coś bardzo ważnego, czego dawno nie doświadczałem. Poczułem więź z moim bratem i  z rodzicami. Po wielu latach, kiedy wiedziałem, że spokojnie mogę obejść się bez tych kontaktów, że ich nie potrzebuję. Nagle nasze relacje znacznie się poprawiły, a ja doświadczam tego, że z bólem serca myślę o pozostawieniu ich daleko za sobą.

W ten sposób zdałem sobie sprawę, że wyjazd za granicę obarczony jest bardzo dużym kosztem, którego wcześniej nie brałem pod uwagę. Gdybym w Pl czuł się bezpiecznie, gdyby w Pl zawsze była wiosna lub lato - powiedziałbym, że nie ma po co wyjeżdżać. Ale rzeczywistość jest niestety taka, że w tym kraju nie czuję stabilnie ani bezpiecznie, a przez ponad pół roku pogoda jest taka, że "tylko zimno i pada, i zimno, i pada", jak śpiewał Kazik. I jestem w decyzyjnej kropce. Nie wiem co robić, na co się nastawiać i na co liczyć.

Na razie zamierzam kontynuować moje przygotowania, jak gdyby nigdy nic. Dalej będę uczyć się hiszpańskiego oraz terminów żeglarskich po angielsku. Dalej będę gromadzić wiedzę i na temat Kanarów. Będę rozwijał swoje żeglarskie umiejętności i wiedzę. Gromadził oszczędności.


A potem się zobaczy....
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 22 kwietnia 2016

Weekendowe żeglowanie? czemu nie

Żeby zdobyć więcej doświadczenia w żeglarstwie z niedoświadczonymi osobami, a także by zapewnić sobie stały dostęp do jezior i żeglowania zacząłem rozglądać się za dodatkową pracą jako instruktor żeglarstwa. Wysłałem swoje żeglarskie cv i dogaduję szczegóły z jedną firmą. Trzymam kciuki :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

'Żeglarstwo', czy też może 'sailing'?

Na Kanarach planuję żeglowanie w towarzystwie nie tylko Polaków, ale również ludzi z innych krajów. W tym planie tkwi pewna niedogodność. Otóż na żaglówce każda, nawet najmniejsza lina, czy część jachtu ma swoją nazwę. W podobny sposób istnieje nazewnictwo czynności, które wykonuje załoga. Umiem bardzo dobrze wydawać polecenia załodze, ale po polsku. Postanowiłem załatać tę dziurę i zacząłem uczyć się terminów żeglarskich po angielsku. Bardzo pomaga mi w tym książka "Angielski dla żeglarzy" Małgorzaty Czarnomskiej. Codziennie uczę się kolejnej porcji słówek i dzięki temu już niedługo niestraszna będzie mi żegluga z obcokrajowcami, a przynajmniej tymi, co mówią po angielsku.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 14 kwietnia 2016

Krótka notka o lenistwie

W tym tygodniu nic mi się nie chce robić. Kropka. W zeszłym intensywnie szkoliłem się żeglarsko, rozwijałem kontakty i weryfikowałem informacje i koncepcje. Wróciłem do Warszawy z głową pełną pomysłów, zadań, które powinienem wykonać oraz informacji do weryfikacji. A potem rozpoczął się nowy tydzień, praca w biurze, jakaś postżaglowa chandra, flauta - brak wiatru w żaglach. Krótko mówiąc marazm i zastój.

Mam zamiar dać sobie prawo do pobycia chwilę leniwym i odpocząć po intensywnym okresie. Jestem pewien, że za kilka dni znów poczuję chęć do działania :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Już mogę żeglować po morzu!

Udało się! Zdobyłem patent Sternika Morskiego! Przy okazji wyrobiłem sobie także międzynarodowy certyfikat ISSA Inshore Skipper, a także ukończyłem kurs i zdobyłem papiery radiooperatora VHF. Bez tego ostatniego nikt nie wypożyczy łódki morskiej. Po prostu trzeba umieć wezwać przez radio pomoc, dogadać się z władzami portowymi, innymi statkami itp.  Oczywiście - podobnie jak w kwestii prawa jazdy - zdanie egzaminu to dopiero początek nauki. Nie mam złudzeń, minie jeszcze sporo czasu zanim będę mógł nazywać siebie prawdziwym wilkiem morskim zdolnym poradzić sobie z żeglugą w większości sytuacji. Zamierzam stopniowo pogłębiać swoje umiejętności i żeglować coraz więcej.

Tydzień spędzony w Gdyni na nauce żeglowania był dla mnie miłą odmianą od codzienności. Bardzo dobrze czułem się codziennie pływając i pogłębiając wiedzę w tematach, które mnie naprawdę interesują. Humoru nie psuło mi nawet dość dotkliwie odczuwane na wodzie zimno. Te dni utwierdziły mnie w przekonaniu, że żeglarstwo jest czymś, co chciałbym robić jak najczęściej i w czym czuję się naprawdę dobrze. Nie mogę doczekać się Kanarów :)

Czekam teraz z niecierpliwością na przyjście kartoników potwierdzających moje kwalifikacje. Będę miał wtedy komplet uprawnień potrzebnych mi do żeglowania na morzu.





POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 1 kwietnia 2016

Zew morza

Odczuwam zew morza. Nie mogę doczekać się poniedziałku, kiedy moja stopa pierwszy raz w tym roku postanie na pokładzie żaglówki. Rozpocznę wtedy tygodniowy, intensywny kurs zakończony egzaminem na patent sternika morskiego. Patent ten jest potrzebny do realizacji moich kanaryjskich planów.

Wbrew pozorom przygotowanie do patentu żeglarskiego to ciężka charówka. Do opanowania jest materiał zawarty w grubym podręczniku obejmujący między innymi zagadnienia związane z nawigacją, znakami wodnymi (takie jak drogowe, tyle, że dotyczące żeglugi), prawa morskiego, oświetleń różnego rodzaju znaków, meteorologią. Oprócz rozbudowanej części teoretycznej konieczne jest nauczenie się wielu manewrów praktycznych. Sterowanie jachtem na żaglach i na silniku, manewry portowe, manewry awaryjne (podejście do człowieka w wodzie) na tydzień staną się moją codziennością. Wykłady oraz praktyczne ćwiczenia będą zajmować mi około 10 godzin dziennie. Wszystko to po to, żeby w przyszły weekend zdać egzamin teoretyczny oraz praktyczny i zyskać dumne miano jachtowego sternika morskiego. A wraz z nim uprawnienia do sterowania jachtem na morzu (z pewnymi obostrzeniami). Już w tym tygodniu poświęcam sporo wolnego czasu na naukę pewnych partii materiału, które po prostu trzeba wkuć na pamięć.

Jestem podekscytowany tym, że zdobywam nowe umiejętności, że za chwilę będę żeglować, tym że może poznać fajnych ludzi o podobnych zainteresowaniach.

Przygodo przybywaj!
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 29 marca 2016

Praca wre, przygotowania idą pełną parą...

Ostatni tydzień był bardzo pracowity z punktu widzenia moich kanaryjskich przygotowań.

Po pierwsze zrobiłem badanie rynku, o którym traktuje ten post.

Po  drugie, próbowałem w zeszłym tygodniu uzyskać dalsze informacje od Izby Gospodarczej, ale niestety, nie dostałem już konkretnych odpowiedzi na moje pytania. Najczęściej dostawałem link do strony urzędu, który jest za daną sprawę odpowiedzialny. Czuję, że w wielu biurokratycznych kwestiach dotarłem już do punktu, w którym konieczne jest pojechanie tam i załatwianie spraw.

Po trzecie zacząłem wymieniać złotówki na Euro - będę czuł się pewniej wiedząc, że żadne wahania kursu nie popsują moich planów.

Po czwarte - zapisałem się na kurs przygotowujący mnie na patent sternika morskiego. Niedługo więc czeka mnie tygodniowy wyjazd do Gdyni i podnoszenie moich żeglarskich uprawnień.


 Z ostatniego tygodnia została mi również obawa związana z kanaryjską biurokracją. Z tego, co przeczytałem, zakładanie firmy nie jest tam proste, jest bardzo dużo formalności, które trzeba załatwić, a to wszystko niestety trwa. W moim przypadku oznaczać to może, że początkowy okres na Kanarach będę spędzać walcząc z biurokracją, a nie zdobywając klientów. Dodatkową barierą jest język hiszpański - sądzę, że bez wynajęcia tłumacza się nie obejdzie.



W tym tygodniu zaś zamierzam napisać do Kapitanatu na Kanarach. Chcę wiedzieć, jakich zezwoleń z ich strony potrzebuję na prowadzenie działalności z turystami, w których rejonach mogę pływać, a gdzie nie, jakie są szczegółowe przepisy regulujące takie sprawy.. Spróbuję do nich napisać po angielsku i zobaczymy czy odpiszą.

Zamierzam też uczyć się teorii do patentu sternika morskiego bo jest jej bardzo dużo, a czasu pozostało mi niewiele.


To będzie równie intensywny tydzień :)






POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Co jest atrakcyjne dla turysty? - czyli badanie rynku

Jest takie prawo Murphy'ego, które mówi, że pierwszą ofiarą kontaktu z wrogiem jest plan natarcia. Wiedząc to, postanowiłem zweryfikować mój pomysł biznesowy i zrobić badanie rynku. Mój pomysł opiera się na oferowaniu usług żeglarskich turystom. Chciałem się upewnić, czy potencjalni turyści byliby skłonni z takiej usługi skorzystać i za nią zapłacić.

W tym celu skonstruowałem internetową ankietę, w której prosiłem o ocenę różnych form spędzania czasu na Kanarach, takich jak windsurfing, szkoła nurkowania, przejażdżki na żaglówce etc. Każdej z atrakcji można było przypisać jedną z ocen:
Nie wybrałbym się nawet za darmo!
Wszystko mi jedno
Trochę atrakcyjna
Atrakcyjna
To jest dla mnie pozycja obowiązkowa!

Ankietę wrzuciłem na facebook'a prosząc o wypełnianie i dalsze udostępnianie. Musiałem się przy okazji posłużyć małym kłamstewkiem (przepraszam wszystkich nabranych), że informacje te potrzebne są mojemu znajomemu do pisania magisterki. Badanie spotkało się z całkiem niezłym odzewem. Brać fejsbukowa zakasała rękawy i na moje pytania odpowiedziało 49 osób (było jeszcze kilkanaście niedokończonych ankiet, które nie zawierały odpowiedzi).

Wyniki badania w pewnym stopniu mnie zaskoczyły. Otóż usługi żeglarskie na Kanarach są atrakcyjne dla turystów (co nie jest niczym dziwnym).  Okazało się, że przeciętny turysta chętnie przepłynie się ze mną żaglówką, o ile nie będę wymagał od niego nauki i poszerzania wiedzy, a w zamian zaoferuję ciekawe, intensywne przeżycia. Podsumowując - pełen relaks, zero wysiłku - zwłaszcza umysłowego.

Bardzo się cieszę, że wykonałem takie badanie rynku, ponieważ mogę uwzględnić wyniki w moich kanaryjskich planach i dopasować ofertę do tego, co turyści naprawdę chcieliby otrzymać. To ostatnie zaś przybliża mnie do sytuacji, w której mój biznes stanie się dochodowy i widmo powrotu do korporacji, po wydaniu całych oszczędności rozwieje się wraz z kanaryjską bryzą.  Zdaję sobie sprawę, że 50 głosów i to do tego od znajomych znajomych z fejsa to za mało, by mówić o prawidłowo przeprowadzonym badaniu, przynajmniej ze statystycznego punktu widzenia. Jednak nawet takie niepełne badanie daje bardzo konkretne wnioski.



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 22 marca 2016

Zakończone tłumaczenia i nowe znaki zapytania

Dziś zakończyłem tłumaczenie  siedmiu dokumentów przysłanych mi przez Izbę Gospodarczą Lanzarote. Dokumenty były oczywiście po hiszpańsku. Nie jestem (jeszcze) biegły w posługiwaniu się tym językiem, więc w pracy bardzo pomógł mi automatyczny tłumacz google. Takie tłumaczenie w 80% przypadków ma wystarczającą jakość, by połapać się w sensie dokumentu. Pozostałe 20% zakreśliłem na czerwono i zamierzam skonsultować z kimś, kto dobrze zna hiszpański.

Dokumenty sporo wyjaśniły. Wiem już jakie są warunki przewozu turystów oraz znam dokładne miejsca (wraz z adresami), dokąd powinienem złożyć rozmaite formularze i ubiegać się o wielorakie licencje. Poznałem sytuację również od strony podatkowej i ubezpieczeń społecznych.

Nowa wiedza oznacza również kilka kolejnych pytań, które zamierzam zaadresować do Izby Gospodarczej. Między innymi chcę dowiedzieć się, czy dotyczą mnie przepisy o ulgach na składki ubezpieczeń społecznych w pierwszych miesiącach działania przedsiębiorstwa. Potrzebuję też informacji o kosztach ubezpieczenia OC od mojej działalności  - choć tu akurat wątpię, czy Izba Gospodarcza będzie w stanie mi pomóc. Liczę na to, że może podadzą namiary na jakieś towarzystwa ubezpieczeniowe.

Zamierzam też napisać do Kapitanatu z pytaniami o miejsca (na brzegu), w których mógłbym "parkować jacht", oraz obszary (na wodzie), w których mógłbym legalnie pływać. Jestem bardzo ciekawy, czy Kapitanat zareaguje na maila napisanego po angielsku. Spróbuję najpierw w ten sposób, a dopiero jeśli się nie uda, poszukam kogoś, kto przetłumaczyłby mój list na hiszpański. Do takich celów automatyczny translator zupełnie się nie nadaje. Robi on za dużo gramatycznych błędów i w rezultacie odbiorca ma poczucie, jakby czytał wiadomość z Nigerii:
Droga Przyjaciel,
Ja jestem bardzo zamożny ludzie. Mam 3mln dollars w moim kraj, ale nie mogę wywieźć je za granica. Jeśli Ty mi pomóc, ja oddać Ci 1 mln dollars.(...)

Sami rozumiecie, że takie listy nie budzą zaufania odbiorcy. Mam jednak nadzieję, że ktoś w Kapitanacie będzie znał angielski i zada sobie trud, by na mój list odpisać. Choćby po hiszpańsku...
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

sobota, 19 marca 2016

Niespodziewana znajomość

Kiedy ostatnim razem wracałem z Kanarów los się do mnie uśmiechnął. W samolocie posadzono mnie koło Pana R. Pan R jest osobą mieszkającą i zarabiającą w Polsce, ale przebywającą dużo czasu na Kanarach i znającą te wyspy jak własną kieszeń - nie tylko pod względem turystycznym. Z tego, co zrozumiałem Pan R planuje mieszkać zimowe pół roku na wyspach, latem zaś przebywać w swojej ojczyźnie. Mimo że wtedy mój kanaryjski pomysł dopiero kiełkował, postanowiłem wykorzystać okazję i zapisałem sobie numer telefonu Pana R.

Wczoraj zadzwoniłem do Pana R i umówiłem się na rozmowę. Na dziś. Jestem bardzo podekscytowany i poddenerwowany perspektywą tej konwersacji. Liczę na to, że może uzyskam adresy przydatnych dla mnie stron, sporo informacji. Idealnie byłoby, gdybym dostał kontakt do kogoś, kto pracuje na Kanarach w biznesie turystycznym. Z informacji, jakie zdobywam od Izby Gospodarczej wynika, że istnieje sporo przepisów i tzw. 'papierologii', niezbędnej, by w ogóle urucchomić działalność w tym sektorze. Dużo łatwiej byłoby, gdybym mógł porozmawiać z kimś, kto ma już doświadczenie w temacie. Zobaczymy, co ta rozmowa przyniesie :)


EDIT:
Pan R. okazał się bardzo przyjaźnie nastawiony i pomocny. Pozytywnie ocenił mój pomysł oraz przekazał mi numer do swojej znajomej mieszkającej na Kanarach. Są też widoki na dalszą współpracę. To zdecydowanie bardzo udany dzień :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 15 marca 2016

Smętny, ale pracowity dzień

 Za oknem szarobure niebo, w głowie ćmiący ból i zero chęci do działania. Mimo tych negatywnych czynników udało mi się wykonać parę zadań.

Zrobiłem rozeznanie jeśli chodzi o szkolenia na Sternika Morskiego, a także szkolenia na Młodszego Instruktora Żeglarstwa.

Próbowałem zorientować się na stronie hiszpańkiego Ministerstwa Rozwoju (nie jestem pewien czy dobrze przetłumaczyłem nazwę), jakie trzeba mieć uprawnienia, by w Hiszpanii zajmować się instruktażem żeglarstwa - i niestety poległem. Mój hiszpański jest stanowczo zbyt ubogi, by tego dokonać.

No i chyba najtrudniejsze zadanie... W rozmowie z mamą po raz pierwszy poruszyłem temat wyjazdu. Przestawiłem jej swoje racje i pomysły. Na szczęście podeszła do tematu ze zrozumieniem.... choć także z obawą. Cieszę się, że moi rodzice nie są zdecydowanie przeciwni - to bardzo ważne wiedzieć, że bliscy akceptują mój pomysł, nawet jeśli się z nim w pełni nie zgadzają.



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 11 marca 2016

Przedweekendowa mobilizacja

Ostatnie dni nie były produktywne z punktu widzenia "planów kanaryjskich". Miałem dużo pracy, dodatkowo szukaliśmy z żoną sprzętów dla naszego syna, który niebawem pojawi  się na świecie. Dziś zaś jest piątek. Czuję już energię nadchodzącego weekendu, wolnego od korpo-bzdur i przytłaczającego biura.

Czas wrócić do konkretów. Dziś zamierzam przetłumaczyć i zapoznać się z dokumentami przysłanymi przez Izbę Gospodarczą. Jest to trochę mozolna i nudna praca i nie mam do niej dużego zapału. Jednocześnie jest to jednak bardzo ważne zadanie, które może mi dać dużo informacji.

W najbliższym czasie zamierzam też rozpocząć kurs na wyższy patent żeglarski. Będzie to albo polski Sternik Jachtowy Morski albo brytyjski certyfikat RYA Coastal Skipper. Albo oba. Różnica jest taka, że polskie patenty nie zawsze są uznawane, brytyjskie zaś znacznie częściej.



POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 7 marca 2016

Druga strona medalu

Ostatnie dwa dni dały mi do myślenia.

Spędziłem je w towarzystwie moich przyjaciół i rodziny. Ludzi, których nie widzę, niestety, często, ponieważ mieszkają w innych rejonach Polski. Był to dla mnie najradośniejszy weekend od dawna. Poczułem jak ważna jest dla mnie ich obecność, jak dużo szczęścia i energii mi ona daje.

A potem przyszła refleksja: tych ludzi nie będzie ze mną na Kanarach.

Jak to pogodzić? Jak zrealizować własne marzenia o domu i palmach i łódce na plaży bez rezygnowania z towarzystwa bliskich mi ludzi? Czy ktoś z przyjaciół pójdzie w moje ślady? A może poznam tam nowych znajomi, którzy być może z czasem staną się przyjaciółmi? A może będę tam czuł się samotny?

 Bardzo boję się, że odpowiedź na ostatnie pytanie może być twierdząca...
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

piątek, 4 marca 2016

Emigracja, a technologia

Ostatnio doszedłem do wniosku, że technologia niesamowicie wspomaga i ułatwia przygotowania do wyjazdu, a potem zapewne również sam pobyt za granicą.

Pierwszym, niesamowicie pomocnym elementem jest Internet. Jego plusów nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Możliwość zdobywania informacji na własną rękę, po prostu poprzez przeszukiwanie jego zasobów jest nie do przecenienia.

Również możliwość komunikacji za pomocą poczty email jest dużym ułatwieniem. Tradycyjna komunikacja pocztowa z Wyspami Kanaryjskimi trwałaby wieki. A tak - click, click i minutę później odbiorca mi list u siebie.

Jednak to co jest dla mnie najcenniejszą chyba pomocą, to możliwość automatycznego tłumaczenia z jednego języka na inny. Dzięki temu mogę komunikować się z pracownikami Izby Gospodarczej Wysp Kanaryjskich bez pośrednictwa tłumacza. Mogę również samodzielnie czytać hiszpańskie dokumenty oraz akty prawne.

Mam też poczucie, że po emigracji technologie nadal będą mi bardzo ułatwiać życie. Dzięki serwisom takim, jak youtube, czy polskie księgarnie internetowe nie będę miał problemów z dostępem do produktów polskiej kultury. Dzięki Skype'owi w tani i łatwy sposób pozostanę w kontakcie ze znajomymi. Będę też mógł zamówić sobie rozmaite produkty, normalnie niedostępne na Kanarach, które dostarczy mi poczta. Z pomocą couchsurfingu zadbam o to, by zdobyć na miejscu nowych znajomych.

Emigranci przed erą internetu mieli znacznie, znacznie trudniej...
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Pierwsze konkrety

Jestem mega zaskoczony. Pozytywnie. Wczoraj wysłałem kilka pytań do Izby Gospodarczej Lanzarote. Nie minęła nawet doba, a ja otrzymałem od nich odpowiedź! Naprawdę, nie spodziewałem się tak szybkiej reakcji. Niniejszym stwierdzam, że stereotyp powolnego, leniwego hiszpańskiego pracownika można włożyć między bajki. Przynajmniej w tym przypadku on zupełnie się nie sprawdza.

Komunikacja z Panią Julietą z owej Izby Gospodarczej przebiega w dość zabawny sposób. Najpierw ja piszę do niej po angielsku. Następnie ona stara się zrozumieć o co mi chodziło i odpisuje mi po hiszpańsku. Ponieważ mój hiszpański jest jeszcze w wieku niemowlęcym, tłumaczę jej maila za pomocą google translate na angielski. A potem w tym języku odpisuję. Niesamowite, jak bardzo obecna technologia potrafi ułatwić komunikację.

Mail od Pani Juliety przyniósł sporo konkretów. Orientuję się już w hiszpańskich stawkach podatków PIT oraz CIT. Wiem też jakie są minimalne opłaty na ubezpieczenia emerytalne i społeczne (dużo - około 300 Euro!). Dowiedziałem się też sporo na temat przepisów istotnych przy biznesie, jaki planuję oraz dostałem masę załączników - oczywiście po hiszpańsku.

Następnym krokiem będzie zapoznanie się z tymi treściami i zapewne sformułowanie kolejnego maila z pytaniami, które się wtedy pojawią. Zamierzam też zrobić uaktualnić moje oszacowanie kosztów z uwzględnieniem nowych informacji.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

czwartek, 3 marca 2016

Motywacja

Mam silną potrzebę wyjechać na Kanary i rozpocząć mój żeglarski biznes z wielu powodów. Poniżej wymieniam najważniejsze, w kolejności dowolnej:
 
  • chcę mieszkać w słonecznym, ciepłym miejscu o stabilnym klimacie
  • od lat mam ochotę pomieszkać trochę za granicą
  • chcę mieć pracę zgodną z moimi zainteresowaniami i potrzebami. Praca w korporacji w żadnym wypadku nie spełnia tych kryteriów
  • chcę mieć bliski kontakt z naturą
  • chcę mieć więcej czasu dla siebie i moich bliskich
  • chcę otaczać się ludźmi zadowolonymi z życia
  • chcę chcę żyć w miejscu, które uważam za bezpieczne i stabilne

POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Pytania... pytania...

Zachęcony wczorajszą pozytywną reakcją, wysłałem dziś pytania do Izby Gospodarczej Lanzarote. Jeśli uzyskam na nie konkretne odpowiedzi - pomoże mi to realnie oszacować koszty planowanego biznesu.

Trzymam kciuki
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

środa, 2 marca 2016

Drugi kontakt - miła niespodzianka

Dwie godziny później odpisała również Izba Gospodarcza Lanzarote, tym razem po hiszpańsku. Nie znam jeszcze zbyt dobrze tego języka, ale tłumaczenie poprzez translate.google.com jest na tyle poprawne, żeby zrozumieć sens maila.

Izba gospodarcza oferuje mi bezpłatną informację pomocną przy zakładaniu firmy i wymieniają całkiem spory zakres obszarów wiedzy, o które mogę pytać. Zaznacza jednak, że w dalszym okresie działalności będzie niezbędna opieka profesjonalnego doradcy. W kolejnym akapicie proszą o więcej szczegółów związanych z moim pomysłem na business.

Ta propozycja jest dokładnie tym, czego potrzebowałem, żeby popchnąć mój plan do przodu!

Zmieniam zdanie o administracji Kanarów. Jednak nie wszystko się robi przysłowiowo: manana :) 
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

Pierwszy kontakt

W ostatnich dniach wysłałem maile do wszystkich czterech Izg Gospodarczych na Kanarach. Nie byłem przekonany, czy kanaryjska administracja działa sprawnie, zwłaszcza w kwestii odpowiadania na maile w obcym dla nich języku angielskim.

 Ku mojemu zaskoczeniu dostałem dziś odpowiedź od Izby Gospodarczej Teneryfy. Ucieszyłem się bardzo, bo - nie licząc odmowy z Proexca, jest to tak naprawdę pierwsza odpowiedź na moje próby pozyskania informacji.

Mina zrzedła mi nieco po przeczytaniu wiadomości. Otóż Izba Gospodarcza z przyjemnością odpowie na moje pytania. Ale na osobistym spotkaniu z pracownikiem. Możliwe jest wcześniejsze uzgodnienie terminu takiego spotkania.

Czyli  dobrze - że pomogą, ale niedobrze bo muszę po tę pomoc udać się tam osobiście.

No cóż, czas poszukać tanich lotów na Teneryfę :)
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 1 marca 2016

Chwila zwątpienia

Dziś w Warszawie króluje przygnębienie. Z szarego, ołowianego nieba spada na szarych, smutnych ludzi deszcz ze śniegiem. Jest zimno, mokro i nieprzyjemnie. Przygnębiająco.

Mnie również udziela się ten nastrój. Ciężko jest mi dziś wierzyć, że uda mi się wyjechać na stałe tam, gdzie taka pogoda się nie zdarza. Że starczy mi determinacji, by pokonać wszystkie przeciwności, lęki, obawy i wyjechać. Dziś cały  świat wydaje mi się pogrążony w mokrym, zimnym nieprzyjemnym marazmie, a miejsca takie, jak Kanary istnieją w innej, nierealnej rzeczywistości...
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

wtorek, 23 lutego 2016

Ślepa uliczka?

Jakiś czas temu zacząłem szukać w internecie kontaktu do jakiejś organizacji lub osoby, która odpowie na moje pytania związane z założeniem biznesu na Kanarach i na dodatek zrobi to w języku angielskim. (Język hiszpański nie jest mi jeszcze zbyt dobrze znany)

Wydawałoby się, że znalazłem. Organizacja nazywa się Proexca i zajmuje się przyciąganiem inwestycji oraz internacjonalizacją Kanarów (http://www.proexca.es/en-us/aboutus.aspx).
 Na ich stronie znalazłem sporo ciekawych materiałów. Prezentacje dotyczące możliwych form prawnych firmy, opisy dotyczące systemu podatkowego itp. Trochę adresów, kilka opisanych procedur - w  tym procedura uzyskania statusu rezydenta.

Jeszcze bardziej ucieszyła mnie możliwość bezpośredniego kontaktu. Szybko zarejestrowałem się i skorzystałem z tej opcji. Napisałem do nich krótkiego maila mówiącego, że chcę założyć na Kanarach niedużą działalność i że proszę o odpowiedzi na kilka kluczowych dla mnie pytań.

Wkrótce uzyskałem od nich informację, że Organizacja chętnie odpowie na moje pytania, proszę bardzo. Wysłałem zatem czym prędzej listę najbardziej nurtujących mnie kwestii i czekałem z niecierpliwością na odpowiedź. Dałaby mi ona wreszcie konkrety - informacje oraz dane niezbędne mi do prawidłowego oszacowania kosztów działalności na Wyspach, a także pojęcie, jak zabrać się za organizację wyjazdu.

Dziś dostałem odpowiedź. I jednocześnie wiadro zimnej wody na moją podekscytowaną głowę.

"Szanowny Panie,
Nasza organizacja promuje projekty inwestycyjne związane ze strategicznymi działaniami prowadzącymi do dywersyfikacji gospodarki Wysp Kanaryjskich. (...) Po analizie Pańskiego projektu z żalem zawiadamiamy, że nie uznajemy go strategiczny w kontekście dywersyfikacji gospodarki Wysp Kanaryjskich.
Prosimy o kontakt z jedną z Izb gospodarczych naszych Wysp. One zajmują się promocją każdego rodzaju biznesu"

Niestety, informacji, na których mi zależy brak. Jest za to wskazanie gdzie mogę się zwrócić. Zawsze coś. Będę próbował dalej...


POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

KIM JESTEM?



Mam nieco ponad 30 lat, mieszkam w Warszawie, ale pochodzę z mniejszego polskiego miasta. Na potrzeby tego bloga przyjmuję nick Szymi. Po ukończeniu studiów ekonomicznych zająłem się pracą w sektorze IT (informatyka).

Mam żonę - Jolę. W maju urodzi nam się nasze pierwsze dziecko - Tomek.

Mój wolny czas spędzam z nosem w książkach, jeżdżąc na rowerze po lesie, słuchając muzyki lub też rzępoląc na gitarze. To ostatnie bywa trudne dla Joli, ale dzielnie daje radę. Uwielbiam też żeglować i staram się, żeby w każdym sezonie spędzić choć kilka dni na pokładzie.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO:

poniedziałek, 22 lutego 2016

Po co ten blog?

Witaj drogi Czytelniku na moim blogu. Jest to miejsce, w którym zamierzam opisywać drogę do realizacji mojego marzenia: PRZEPROWADZKI TAM, GDZIE JEST CIEPŁO. Na stałe. A przynajmniej na jakiś dłuższy czas, który pozwoli mi nacieszyć się słońcem i oceanem. 

W chwili, kiedy piszę tę pierwszą notkę, mam już plan na moje nowe życie. Mam pomysł na własną firmę, mam pomysł gdzie miałoby to być. Mam też ogromną motywację, żeby mój plan wcielić w życie. Gromadzę coraz więcej informacji, co sprawia, że mój plan staje się z dnia na dzień coraz dokładniejszy i bardziej realny.

Zamierzam opisać tu moje przygotowania oraz wrażenia i emocje, które im towarzyszą. To będzie zmiana, podróż mojego życia


ZAPRASZAM CIĘ DO TEJ PODRÓŻY WRAZ ZE MNĄ

POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO: