Brak mi sił. To od dłuższego czasu hasło przewodnie mojego życia. Brak mi sił. Na
prawie wszystko. Brak mi sił na telefon do rodziców. Na piwo ze
znajomymi. Na pójście na trening. Na spacer. Brak mi sił na pisanie
bloga. Na słuchanie muzyki. Na gry planszowe. Na gitarę. Brak mi sił na
wyjazd w rodzinne strony. Na to, by pouczyć się
hiszpańskiego. Na wybranie się na zakupy, mimo że w garderobie same
starocie. Brak mi sił na imprezę. na koncert. Na przesłuchanie
muzycznych nowości. Na wyjazd na weekend. Brak mi sił, by zmienić
przepaloną żarówkę, o co od pół roku prosi mnie żona. Brak mi sił, by
cieszyć się czymkolwiek. By docenić piękno. Moje życie to walka o
przetrwanie. Czasem ktoś proponuje mi jakieś spotkanie, a ja zamiast się
cieszyć, wpadam w popłoch bo nie mam siły, by na to spotkanie się
wybrać. Brak mi sił. Od kilku lat moje życie składa się z pracy, rodziny
oraz z braku sił. Czas, który pozostaje mi poza pracą i rodziną zużywam
prawie w całości na poskładanie się do kupy na tyle, by znów pójść do
pracy, znów zacząć kolejny dzień. To nie jest życie, to jest marna
egzystencja.
I ta marna egzystencja to mój motor do zmian.
Głęboko wierzę, że jeśli zmienię środowisko, pracę to będę miał więcej
energii. To znaczy, energii będzie tyle samo, ale nie będę jej zużywał
tyle, ile teraz kosztuje mnie wytrwanie w biurze, walka z nierówną
pogodą, trwanie w mieście, którego nie lubię. Zmiana nie jest po prostu
dążeniem do fajniejszego życia, zmiana jest konieczna.
POLUB FANPAGE TAM, GDZIE CIEPŁO: